Każdy rodzic przeżył niewygodne pytanie lub komentarz dziecka. Pojechaliśmy kiedyś do znajomych w odwiedziny zobaczyć ich dziecko. Nie uprzedzili jednak nas, że owo dziecko nie ma jednego ucha. My ich nie uprzedziliśmy, że mamy spostrzegawczego dziewięciolatka. Ta wizyta była
jakimś combo. Pępkowo-imieninowo-dniobabciowo-opękajmywszytskonaraz. Czuliśmy się jak intruzi na imprezie z różnych okazji w szerokim gronie. Udało nam się ukryć ciekawość syna przed resztą, pakując go do innego pokoju z tv i pilotem. Kiedy niezręczną wizytę mieliśmy już prawie zakończoną, syn wypalił donośne pytanie "dlaczego to dziecko nie ma ucha?". Dwadzieścia osób przy stole zamilkło. Heniuś był chyba ósmym cudem świata i wszelkie niedoskonałości były taktownie przemilczane. I albo wszyscy udawali, że tematu nie ma, albo nie wiedzieli, że dzieci są rezolutne i potrafią łączyć wątki. Nikt się nie odezwał, a syn czekał na odpowiedź. Plącząc się w tłumaczeniach czegoś, o czym nie miałam pojęcia, powiedziałam, że taki się urodził, ale jak nieco podrośnie, będzie miał operację, która to skoryguje. Kilka osób odetchnęło wyraźnie z ulgą, ale one najwidoczniej jednak nie miały do czynienia z dziećmi. My również nie doceniliśmy syna. On natomiast z zadumaną miną skomentował "dobrze, że nie ma prawego...". Przy stole chyba nikt nie umarł, ale zapanowała grobowa cisza. Kiedy odzyskałam głos, zdołałam się nieco wytłumaczyć. Kilka dni temu słuchaliśmy w aucie radia, tam było o absurdach wydawania dowodu osobistego. Facet nie mógł dostać dowodu, ponieważ nie miał lewego ucha, które wymagane było na zdjęciu do dowodu. Ludzie w milczeniu patrzyli na mnie jak na idiotkę. Pożegnaliśmy się w pośpiechu i ewakuowaliśmy, zanim syn zdążył spytać, czemu ten facet na końcu stołu nie ma nogi? Nigdy więcej nas nie zaprosili.
jakimś combo. Pępkowo-imieninowo-dniobabciowo-opękajmywszytskonaraz. Czuliśmy się jak intruzi na imprezie z różnych okazji w szerokim gronie. Udało nam się ukryć ciekawość syna przed resztą, pakując go do innego pokoju z tv i pilotem. Kiedy niezręczną wizytę mieliśmy już prawie zakończoną, syn wypalił donośne pytanie "dlaczego to dziecko nie ma ucha?". Dwadzieścia osób przy stole zamilkło. Heniuś był chyba ósmym cudem świata i wszelkie niedoskonałości były taktownie przemilczane. I albo wszyscy udawali, że tematu nie ma, albo nie wiedzieli, że dzieci są rezolutne i potrafią łączyć wątki. Nikt się nie odezwał, a syn czekał na odpowiedź. Plącząc się w tłumaczeniach czegoś, o czym nie miałam pojęcia, powiedziałam, że taki się urodził, ale jak nieco podrośnie, będzie miał operację, która to skoryguje. Kilka osób odetchnęło wyraźnie z ulgą, ale one najwidoczniej jednak nie miały do czynienia z dziećmi. My również nie doceniliśmy syna. On natomiast z zadumaną miną skomentował "dobrze, że nie ma prawego...". Przy stole chyba nikt nie umarł, ale zapanowała grobowa cisza. Kiedy odzyskałam głos, zdołałam się nieco wytłumaczyć. Kilka dni temu słuchaliśmy w aucie radia, tam było o absurdach wydawania dowodu osobistego. Facet nie mógł dostać dowodu, ponieważ nie miał lewego ucha, które wymagane było na zdjęciu do dowodu. Ludzie w milczeniu patrzyli na mnie jak na idiotkę. Pożegnaliśmy się w pośpiechu i ewakuowaliśmy, zanim syn zdążył spytać, czemu ten facet na końcu stołu nie ma nogi? Nigdy więcej nas nie zaprosili.
Pytania o brak nogi nie uniknęliśmy. To tylko było kwestia odroczenia wyroku. Kilka lat później, córka na parkingu pod sklepem zobaczyła starszego człowieka z jedną nogą. O to, dlaczego nie ma drugiej, spytała tak, że cała wieś chyba słyszała. Po kilka latach maglowania niewygodnymi pytania przez syna byłam już nieco bardziej opanowana przy odpowiedziach. Miałam delikatnie zacząć snuć domysły, kiedy pan donośnie skomentował, że miał wypadek. Takich sytuacji miałam dziesiątki. Uczyłam się odpowiadać dzieciom na najtrudniejsze pytania. Zadawane zawsze w najnieodpowiedniejszym momencie.
Rola rodzica jest niezwykle trudna. Zwłaszcza rodzica, który jako dziecko miał rolę nie rzucać się w oczy, nie dopytywać, ani nie interesować się tym, co było ciekawe. Wśród dorosłych modne były powiedzonka "Dzieci i ryby głosu nie mają", "Nie interesuj się, bo kociego pyska dostaniesz", "Ciekawość to pierwszy stopień do piekła" itp. Każde pytanie było zbywane. Dzieci nie miały głosu i nikt z nami nie rozmawiał, bo i po co? Mieliśmy nie rzucać się w oczy i nie zadawać zbędnych pytań. Większość z nas wyrosła na ludzi nieumiejących rozmawiać o tematach tabu.
Jak rozmawiać z dzieckiem o śmierci pupila?-pisałam o tym TUTAJ
"Mamo, co by było, gdyby..." to poradnik dla rodziców, opiekunów i w sumie wszystkich dorosłych, którym na drodze stanie dziecko z trudnym dla niego tematem. Takim tematem nie musi być sex czy śmierć. Może być to strach przed wizytą nieznanej cioci, coś, co zasłyszało w wiadomościach, rozwód, kłótnia z przyjaciółką, a nawet oderwanie uszka ulubionego misia. To, że dla dorosłego temat wydaje się błahy, dziecko może przeżywać daną sytuację. I na odwrót. Temat dla dziecka ciekawy i naturalny może być dla dorosłego trudny do podjęcia.
Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że rozmowa, o czymś sprawia nam trudność, dopóki temat nie wypłynie. A oczywiście wypływa w najmniej odpowiednim momencie. Książka "Mamo, co by było, gdyby.." nie tylko jest przewodnikiem po trudnych tematach i możliwych reakcjach, mówi o prostej drodze komunikacji i zaspokajaniu ciekawości odpowiednio do wieku, ale również stanowi pomoc w trudnych sytuacjach przy pomocy opowiadań terapeutycznych zawartych na jej końcu. Żałuję, że nie miałam takiej książki na początku mojej drogi macierzyństwa. Jestem pewna, że byłabym zdecydowanie lepszym partnerem do rozmów z dziećmi przez pierwsze lata.
Tytuł "Mamo, co by było gdyby..."
Autorki: Monika Janiszewska, Małgorzata Bajko
Cena ok 30 zł
12 komentarze
Oj syn nie raz zaskoczył mnie trudnymi pytaniami, m.in. dlaczego ten pan jeździ na wózku inwalidzkim. Kiedy już miałam odpowiadać, pan zaczął opowiadać jak do tego doszło. Ja w międzyczasie chciałam przeprosić za syna, a ten stwierdził, że to tylko dziecko i to dobrze, że jest ciekawe świata. Staram się z synem rozmawiać na trudne tematy, a przede wszystkim nie bagatelizować problemów, o których mówi, nawet jeśli dla mnie te problemy są niezwykle błahe
OdpowiedzUsuńTeraz jest nieco inny model wychowania oraz postrzegania dzieci przez dorosłych. Ale jeszcze 15-12 lat temu nie było tak różowo ;)
UsuńMój Syn ma już siedem lat i dopiero teraz są trudne pytania. Wcześniejsze to była błahostka :)
OdpowiedzUsuńDzieci w tym wieku są zdecydowanie bardzo ciekawe tego, co zobaczą lub usłyszą. I drążą...
UsuńTak na szybko nie przypominam sobie by coś wypalili, choć młodszy ma takie zapędy. Ostatnio na głos w sklepie mamo pupa mjim swedzi,😂
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie zdjął majtek i nie pokazała, dzieci tak robią ;)
UsuńDziecko też trzeba przygotować na trudne tematy.
OdpowiedzUsuńBardzo pożyteczna książka.
rewelacyjna ta ksiązka - na pewno pomoże w odpowiedziach nie raz trudnych
OdpowiedzUsuńŚwietna, szkoda, że nie było takiej 20 lat temu.
UsuńPamiętam jak kiedyś za bardzo schudłam i moja spostrzegawcza siostrzenica spytała dlaczego mi tak urosła głowa 😂
OdpowiedzUsuńNiesamowicie żałuję, że jej teraz nie poznałam, jestem pewna, że mam poczucie humoru takie jak ty :)
UsuńSzukając odpowiedzi na pojawiające się pytania dzieci często sięgam po książki. Dzięki za polecenie tej publikacji
OdpowiedzUsuń