Zdecydowana większość rodziców wchodzi w ten stan zwany "bez kija nie podchodź!". Spowodowany on jest bezsennymi nocami (tu skuteczne sposoby jak zarwać nockę), zrywaniem się z bladym świtem w niedzielne poranki, próbach ignorowania wrzasków i kłótni potomstwa oraz braku chwili CISZY.
Stan ten może przybierać ostre postacie w dni wolne od placówek edukacyjnych, łagodnieje natomiast w poniedziałkowe poranki, gdy z radością podąża się do kieratu zwanego pracą.
Wszelkie próby zaradcze spełzają na niczym. Im fajniejsza zabawę wymyślisz swojemu potomstwu tym ono głośniej się tym ekscytuje. Migrena oczywiście nie pomaga w tworzeniu marginesu tolerancji tego procederu.
We frustrację popadają miłośnicy porządku. Zdanie sobie sprawy, iż TEN czas, gdy dom lśnił czystością, czytana książka leżała spokojnie odłożona na stoliku, a ulubione świeczki zawsze gościły na ławie już nigdy nie powróci. Lęk przed sprzątaniem nie pomaga.
Piękne kwiaty, hodowane latami nagle zaczęły kurczyć się w sobie. Stały się ulubiony obiektem zainteresowań potomstwa i kota. Filiżanki tłuką się z prędkością światła, ciasteczka i czekoladki do kawy znikają same, a bita śmietana i lody chyba wyparowują.
Zjawiska te przybierają na sile, podczas chwilowej nieuwagi rodziców, pod ich nieobecność i oczywiście zwiększają intensywność zawsze tuż przed wizytą gości (ty też świecisz oczami podając resztki popcornu w plastikowej misce?-salaterki wytłuczone oczywiście).
Przemocy domowej doświadczają nie tylko rośliny, o czym pisałam tu. Na wieczne tłumaczenia: to mała mi to zrobiła znajomi zaczynają tylko kiwać głowami, a myślą: chłop ja bije.
Wieczór relaksu przy lampce czy dwóch wina, miło zapowiadający się w pościeli,. która kosztowała pół wypłaty... lepiej takie wspomnienia zachować w pamięci, bo nagle okazuje się, że relaks to minutowy prysznic, a pościel służy dzieciom, jako namiot.
Permanentne robienie sobie kreciej roboty chyba wpisane jest w naturę rodzica. Takie hobby: urabianie się po łokcie, przy jednoczesnym dokładaniu sobie pracy.
Jakiekolwiek planowanie mija się z celem. Rodzice musza żyć spontanicznie i bezmyślnie, jakakolwiek myśl o urlopie lub wypadzie na weekend powoduje od razu u potomstwa temperaturę, katar, biegunkę...pełen pakiet antywyjazdowy.
Brak gorącej kawy (tu powody nie picia jej) przy jednoczesnym braku czasu na nią. oddalające się marzenie o samotnym wyjściu do kawiarni.
Chcesz popaść w większa frustrację? Pomyśl o więcej niż jednym potomku, w sumie to inni za ciebie pomyślą.
Diagnoza: pełna frustracja.
Pomysły na leczenie:brak.
27 komentarze
Uwielbiam czytać Twoje posty..takie prawdziwe...a tak śmieszne ;)
OdpowiedzUsuńBo nas rodziców ratuje przed szaleństwem tylko poczucu humoru :).
UsuńCałe szczęście nie jestem miłośnikiem porządku. Kto wie, może to jest recepta, by w tym całym rodzicielstwie nie zwariować? Bałaganiarze maja ciut łatwiej. Ale tylko ciut. ;)
OdpowiedzUsuńWyluzowanie to najlepsza forma terapii ;).
UsuńZgadza się.Z dwójką zaczęło mi się układać dopiero gdy zaakceptowałam fakt, że ciszy nie ma i nie będzie a chaos jest stanem permamentnym.
OdpowiedzUsuńNauczyłam się po prostu wyłączać, dra się, a ja nic nie słyszę-polecam każdemu rodzicowi.
UsuńPorządek, cisza, chwila samotności.... Znam te słowa ze słownika, jako matka dwójki nastolatków o skrajnie różnych pasjach... Pozdrawiam Magdalena :)
OdpowiedzUsuńLegenda głosi, że ponoć są dzieci ciche i spokojne, w tych bajkach latają smoki, a czerwony kapturek umyka przed wilkiem ;).
Usuń:)) nic dodać nic ując :P
OdpowiedzUsuńJednak dodałabym odrobinę ciszy i porządku dłużej niż 5 min ;).
UsuńNadchodzi moment ciszy i porządku. Cisza jest tak głośna, że wierci w uszach i czekam na chwilę, kiedy dzieci przyjadą zrobić bałagan.
OdpowiedzUsuńczyli jednak jest szansa, że docenimy bałagan i hałas
UsuńNie chce mieć dzieci!
OdpowiedzUsuńW twoim przypadku to troszkę po niewczasie :P.
UsuńTakie to prawdziwe i śmiesznie opisane zarazem.
OdpowiedzUsuńA na przekór frustracji, chce mieć jeszcze jedno dziecko! O!
Polecam trójkę, przy więcej niż dwójce każdej matce włącza się olewanie tego co się dzieje, żadnej spiny, jak przy pierwszej dwójce ;).
Usuńświetny post...taki życiowy :P :)
OdpowiedzUsuńWszystkie moje takie życiowe, ale tak przedstwaione, żebyście czytając nie zasnęli :))).
UsuńHehe dobre :) Ja byłam bardziej sfrustrowana przy jednym dziecku, przy drugim wrzuciłam na luz :D
OdpowiedzUsuńTakie i mi nasuwają się wnioski, im więcej dzieci tym mniejsza spina ;).
UsuńTak sobie czytam, analizuję Twój post i dochodzę do wniosku, że moja frustracja osiągnęła już pełny wymiar. Choć może nie do końca, bo mam jeszcze resztkę nadziei, że będzie lepiej.
OdpowiedzUsuńNadzieja, poczucie humoru i kawa, to nas matki trzyma w pionie ;).
UsuńPełną frustracje można zaleczyc chwilowo np. butelką wina, pójściem na zakupy bądź wizytą u fryzjera :-P
OdpowiedzUsuńOd dziś wrzucam na pełny luz ;-)
Wino to najlepszy przyjaciel matki ;).
Usuńjasne, że tak :)
UsuńNajlepsze te domowe :))).
UsuńJa coraz czesciej sie wylaczam, olewam (oczywiscie wszystko w granicach rozsadku i nie w momentach bezposredniego zagrozenia zycia:P ) a maz caly czas ma do mnie o to pretensje, nie rozumie..... Podpisano: Matka tez trojki dzieci :)
OdpowiedzUsuń