Jak śmiesz być matką!

środa, 24 września 2014
  ginekologia i położnictwo
     Trzy ciąże, trzy różne przypadki, każda przeżyta inaczej, każdy poród inny, każda ciąża z innym tłem. Moje zaledwie 18 letnie serce wypełniała radość. Byłam w ciąży, wiedziałam, że będę miała kogoś, kto naprawdę będzie mnie kochał, moje dziecko. Ok 20 tygodnia zaczęły się problemy, pojawiły się skurcze. Leżałam pod kroplówką na oddziale z odrapanymi ścianami, wśród obcych mi ludzi. Czekałam na córcię, ale prosiłam, by się jej tak nie śpieszyło. Na sąsiednim łóżku leżała dziewczyna w podobnej ciąży. Okazało się nawet, że mieszkamy po sąsiedzku. Dwa dni później na salę została przysłana Dorota, właśnie urodziła. Szósty miesiąc, synek owinął się pępowiną, wywołany poród, przebity pęcherz płodowy, rodziła na sucho. Przyszła na salę (nikt na wózkach tam nie woził), gdy rozbrzmiewało echem bicie serca mojego dziecka (ktg robione było na sali). Płakała, mąż ją tulił, płakał razem z nią... Tego samego dnia na sale trafia Agnieszka,35 lat, wyczekana ciąża, 39 tydz, córeczka udusiła się pępowiną... Następnego dnia na sali rozbrzmiewa ktg, płaczemy w cztery. Histeria osiąga apogeum, dostajemy relanium, ktoś się zlitował, jesteśmy przeniesione na inne sale.
Leżę na patologi tygodniami, nikt mnie nie odwiedza... Dużo widzę.

Przyjeżdża rowerem! kobieta do porodu, alkoholiczka. Rodzi, podpisuje dokumenty, że się zrzeka, odjeżdża... To jej 10. Wszystkie oddała .Z perspektywy czasu wiem, że okazała się prawdziwą matką. Pomimo uzależnienie nie skazała swoich dzieci na biedę i poniewierkę, w pijanym ciągu dała im cień szansy na normalną rodzinę.

Po urodzeniu dziecka dziewczyna zostaje częściowo sparaliżowana, ma niedowład lewej strony, walczy o próby karmienia piersią swojej maleńkiej córeczki.

Ósmy miesiąc rozwarcie na 10 palców, szprycują mnie zastrzykami, żeby dziecku płuca się szybciej rozwinęły. Jestem cała skuta, walczę...

Końcówka, dostałam wypis. Mogę bezpiecznie urodzić w dowolnym momencie. Wracam ze skierowaniem... tydzień po terminie. Wywołanie. Sala z kilkoma łóżkami porodowymi, oddzielone od siebie parawanami. Leżę i czekam, nie wiem na co. Ile to może potrwać?-pytam. Pierwsze dziecko, nawet dwa dni- pociesza mnie położna. Na łóżkach obok drą się rodzące. Jestem sama, leżę. Po dwóch godzinach: - siostro, chyba mi wody odeszły.... Nikt mnie nie spytał, nacięli mnie. Trzy bóle, urodziłam...syna (miała być dziewczynka). Szyją mnie, boli. Leżę kolejne dwie. Przychodzi położna:-wstawaj, zanim cichutko zdążyłam spytać: -jak?, podnosi mnie za ramię i stawia na podłodze. Idziemy, dwa piętra po schodach-zepsuta winda. Małego nie mam, wtedy jeszcze zabierali dziecko na 6 godzin na obserwację. Idę pod prysznic. Kabina chwieje się przy każdym moim ruchu-szpital przed remontem. Oddali mi go, w szorstkich, szpitalnych ubrankach (nie wolno przebierać we własne). Na sali jest nas 8 (dzieci non stop płaczą). Po trzech dniach wychodzę do domu.

Dziewięć lat później. Wciąż wymiotuję, mam plamienie. Mój organizm traktuje ciążę, jak pasożyta, zwalcza ją. Leżę na oddziale, plamienie się nasila. Lekarz informuje mnie, że łożysko pęka przez krwiak, czekamy, możemy tylko czekać, jak dziecko podrośnie, dopchnie łożysko do ścianki i będzie dobrze. Czekamy. Nie jest źle, doczekaliśmy. Wciąż plamię. Ósmy miesiąc znów rozwarcie do porodu, akcji porodowych brak. Czekamy. Wypis do domu. Cudowna, ciepła jesień, mała wierzga, jak źrebak, okopuje mi żebra. Jestem co drugi dzień monitorowana, znów po terminie.

Środek nocy budzi mnie dyskomfort. Zdaję sobie sprawę, że mam bóle co 1,5 minuty! Jedziemy z mężem (drugim mężem) do szpitala, ociągając się, na izbie przyjęć wypisują dokumenty, wiję się z bólu. Jadę na salę, bez pytania nacinają mnie, trzy ostre bóle, mała jest z nami. Mąż idzie patrzeć, jak jest ważona i mierzona, mnie mają szyć. Przychodzi lekarz. Piąta rano, na dzień dobry wali mnie w brzuch, żebym łożysko urodziła. Przy drugim zamachu łapię go za rękę i piętą kopię w łokieć. Szyje mnie na żywca...

Malutka leży przy piersi, ssie.

Prawie dwa lata temu. Ciąża bez najmniejszych komplikacji. Po terminie jadę na wywołanie. Nie mam rozwarcia. Czekam, nic na mnie nie działa. Proszę o znieczulenie. Za szybko pani rodzi, po co? Mąż jest ze mną. Wyprosili go. Lekarz mówi, że kończymy temat. Bez ostrzeżenia rozwiera mi szyjkę, przebija pęcherz. Ból niesamowity. Płaczę, wołam męża. Skurcze, bardzo silne. Nie mam siły, dziecko nie współpracuje, wody chlusnęły, na sucho idzie. Drę się na cały szpital. Dwie położne pomagają mi rodzić, rozrywając mnie. Ból rozrywanej paluchami skóry jest większy niż bóli partych. Mamy córcię.

Mąż idzie na ważenie i mierzenie z malutką. Lekarz zbiera się do szycia, znieczula, szyje, jakby tworzył natchnioną abstrakcję, mam do poprawki.

Córcia leży przy piersi, trochę ssie. Na oddziale jedna rzeźnia, leje się ze mnie krew, dostałam pakiet szpitalnych koszul i prześcieradeł na zmianę. Pielęgniarki bardzo mi pomagają, ledwie trzymam się na nogach. Lekarz pyta, czy będę krzyczeć, jak wczoraj, odparłam, że mogę głośniej. Córcia jest śliczna, zdrowa, tylko to się teraz liczy.

Trzy ciąże, trzy różne porody. Czy wywarły na mnie jakiś wpływ? Po 17 latach nadal pamiętam imiona dziewczyn, które wtedy utraciły swoje dzieci (nigdy więcej ich nie spotkałam), po ośmiu latach pamiętam walkę z lekarzem, po prawie dwóch latach nadal pamiętam ból na siłę wyrywanego ze mnie dziecka.

26 komentarze

  1. Nie we wszystkich szpitalach. Ja jechałam specjalnie do szpitala oddalonego 50km od domu, żeby mieć dobre warunki porodu. Starsznie Ci współczuję i nawet podziwiam za to, że po takich przejściach odważyłaś się na kolejne dzieci...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dzieje się dobrze w szpitalach, podziwiam za trzy porody :-) chociaż sama myślę o trzecim..

    OdpowiedzUsuń
  3. Masakra,jedna wielka masakra. :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Dużo w tym prawdy.Eh poczytalam łatwo nie miałaś.Ale ja też ..7 lat temu jadę do szpitala w skurczach po terminie 7 dni,dostaje sie na izbę przyjeć,,jestem ze straszona,bada mnie nie miły lekarz...dostaje zastrzyk w tyłek karzą chodzić..łażę i nic...twierdzą ,ze nie puszcza do domu zostaje w szpitalu na patologi.,skurczę sa lekkie ,o 22 pożegnałam sie z mężęm....wchodzę na sale...patrzę leży dziewczyna starsza od emnie widzę jak szlocha..ja dostaje coraz silniejszych bóli...pytam czemu płaczę jak jej pomóc??Odpowiada,ze czeka az jej wyjmą dziecko(4 miesiac ciąży),Słysząc to zbladłam wyszłam z sali..Pomyślałam jak mogli położyć ja ze mną przecież ona cierpi ,a ja ja niedługo urodzę..jak ona sie czuję widząc inne ciężarne..szok..Godzinna 23 mam straszne bóle...myślalam,że umrę,idę do położnej proszę ją by mi pomogła,ze strasznie mnie boli....A ona na to-Proszę spać jutro lekarz zobaczy pania...I tak chodzę cała noc po korytarzu płaczać wijać sie z bólu....6 rano 17 maja przychodzi lekarz,chyba z 70 lat miał,bardzo stary ..masakra..bada mnie nie delikatnie,zaczynam krwawić,mówię mu ,ze boli...On na to musi boleć...Nie mogę uleżęć wiję sie z bólu,słyszę ,ze 2 cm rozwarcia tylko...nic karzą iść na porodówkę..idę...słaba wycięczona,nie wyspana z ciężką torbą...nikt mi nie pomaga wszyscy maja mnie w dupię...O 7 dojeżdża mąż,mamy opłacony poród rodzinny.Wchodzimy na sale ,zostawiono nas na pastwę losu..ja umieram z bólu..jej a to dopiero 9 rano,męczę się i mecze ,maż woła położna by mi pomogli ,obejrzłla mnie mówi poród jeszcze daleko musimy czekać,miedzy czasie dostaje kolejna kroplówkę....wiję sie z bólu...i tak męka trwa,przychodzi lekarz i mówi ,ze dalby znieczulenia ,ale nie ma anestezjologa wolnego...Ja nadal umieram ,przychodzi znów jest 14 godzina,podłączyli mnie pod oksy.znowu ...rozwarcie male 4cm,tyle godzin męki a tu tylko 4 marne 4 cm.Godz po 15 ...mam zegarek przed oczyma taki wielki nigdy go nie zapomnę..każda sekunda była godziną..Zaczynam rodzić po 16 godzinach męki...rodzę maly sie pcha rozwarcie dalej małe,karzą wstrzymywać ....dociskają jakiś lek w strzykawie..po chwili jakoś udaję mi sie urodzić...jestem wykąńczona...ale udało się mamy syna,który miał mieć 3,5 kg,a urodził się 4110 kg ..Zaczynaja zszywać...wykrwawiłam sie...zemdlałam...po chwili budzę sie...leże na korytarzu w przeciągu jak pies..,mąz jest ze mną głaska mnie i całuję.Wtedy jeszcze nie byłam świadoma,ze nie powinni kazać rodzić mi na siłę...Bo mój poród był na siłę, nie miaŁam rozwarcia i mnie meczyli ,po co?Rodzić po ludzku??to było rodzenie po ludzku..Mija 5 doba od porodu...a ja mdleje przy toalecie...lekarze co chwila przyłaża,nawet sam ordynator sie pofatygował ..ciekawe czemu nie??No wtedy nic nie widziałam,myślałam,ze każda jest tak słaba i każda mama tak cierpi.Dostaje krew i wypisuja mnię do domu na 7 dobę od porodu i czytam wypis....Wtedy uświadamiam co oni mi zrobili...w środku zszyta,na zewnątrz zszyta,odbyt zszyty...kur....No to miałam piękny poród,kazali rodzić to urodziłam,ale z jakimi skutkami dla mnie...Ile bólu...Zagoiłam sie dopiero 2 m.po porodzie....ZA 4 lata jechałam rodzić 2 dziecko i widziałam ,ze znowu czeka mnie horor,miałam przed oczyma swój pierwszy poród...Dzięki Bogu ten poród był łatwy 25 minut i po wszystkim cudowna położna , lekarz,ale rodziłam w innym szpitalu,miła atmosfera,tam sie mną interesowali:-) Kończąc tą historię zgadzam się ,kobiety sa w szpitalach traktowane strasznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. dobry temat też byłam 3 razy w ciąży z Martą niby w tym czasie obowiązywała akcja rodzić po ludzku i szpital bez bólu i niby wszystko było ok w zasadzie wiekszych uchybien nie było tylko atmosfera była dziwna zero przepływu informacji a na pytanie jakiekolwiek odpowiedz była czego lub w swoim czasie .Ale poród przebiegł w miare sprawnie ! Drugie dziecko rok później ten sam szpital ale zupełnie inna obsługa inne podejście i nawet cięzki sam w sobie poród przebiegł gładko ! Trzecie dziecko ten sam szpital dwa lata po poprzednim ale zupełnie inne standardy poród sam w sobie błyskawica ale salowa trzyma za reke lekarz nie odstępuje nawet na krok połozna ktora z ciepłym głosem pomaga poród jak w filmach a to nasz polski prowincjonalny szpital . Reasumując jak sie chce to można wszystko nawet w przeciągu trzech lat zmienic ekipę na przyjazną pacjętowi . Co do śzpitala w czasie ciąży to strategia układania pacjetek jest naprawde nie przemyślana leżąc na podtrzymaniu w ciągu trzech miesięcy mialam na sali kobiete po aborcji matke co bliźniaczą ciąze straciła dziewczyne z gwałtu pania po usunięciu macicy itp wiec pełen wachlarz doświadczeń małosprzyjający kobieta co walćzą o utrzymanie ciąży

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pewnie, ze mozna ale trzeba CHCIEC!!!!! Wystarczy okazac troche serca a juz wszystko wyglada inaczej :)

      Usuń
  6. Az ciarki przeszly mi po ciele jak to czytalam!! Jakies traumatyczne przezycia mialas podczas wlasciwie wszystkich porodow!!! To co dzialo sie 18 lat temu i w czesniej w szpitalach wszyscy wiemy ale dzisiaj w XXI to zakrawa o skandal!
    Dzieku Bogu,ze moje porody (chociaz pierwszy byl dlugi) to w cudownej atmosferze! Tylko z polozna. Lekarke widzialam jedynie po porodzie. Za pierwszym razem mialam przebijany rowniez pecherz ale zupelnie nic nieczulam :) bylo to juz calkowitym rozwarciu i bolach partych. Drugi porod w mgnieniu oka. Spytano mnie czy nie bedzie mi przeszkadzala uczaca sie polozna i przy kazdym badaniu przez polozna "normalna" bylo pytanie czy uczaca moze rowniez :) obydwie byly cudowne. Rodzilam w DE :)
    Wydaje mi sie, ze polozne powinny kochac to co robia. Miec powolanie ku temu a nie proacowac "bo przeciez musza"...
    Podziwiam cie Bozenka bo ja chyba na trzecie po takich przezyciach bam sie nie zdecydowala :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Podziwiam ja też bym się nie zdecydowała na kolejnego maluszka :( Dzięki Bogu rodziłam po ludzku w fantastycznej atmosferze :) Współczuję i nerwy mnie biorą że w tych czasach dzieją się takie rzeczy a położne (kobiety) nie wykazują rodzącym empatii :)
    M.S.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ehh... Nie wiem, nie rozumiem, nie pojmuję. Jak można... No słów brak. Jak czytam takie opisy porodów to podziwiam kobiety które decydują się na kolejne ciąże. Przy takich porodach mój choć z komplikacjami był łatwy jak pikuś... Ale ból jaki pamiętam i strach jest ciągle we mnie żywy, kolejna ciąża w planach, ale boję się końcówki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie musisz się bać, wiedza od innych mam i świadomość, że masz prawo byc godnie traktowana pomogą ci powiedzieć w odpowiednim momencie NIEZGADZAM SIĘ

      Usuń
  9. nawet nie wiem co powiedzieć - na takie rzeczy nie ma słów

    OdpowiedzUsuń
  10. Jakiś koszmar... Ja ze strachu przed takim traktowaniem pojechałam 60km dalej rodzic... I bez znajomości, pierwszy raz w tym szpitalu, potraktowali mnie jak człowieka.
    Podziwiam, że zdecydowałaś się na kolejne porody. Ja po zwykłym porodzie, bez chamstwa i okropności personelu dostaję schizy na myśl o następnym...

    OdpowiedzUsuń
  11. czy każda kobieta musi mieć swój koszmar !!!

    OdpowiedzUsuń
  12. 1 wyciskane,nikt o nic nie pytał.Cieli i szyli na żywca. od 16tyg ciąża podtrzymywana. 2 rodziłam 16h, zablokowała się w miednicy, ciągnęli ją a mnie rozrywali...trauma...potem 2,5h rodziłam łożysko...ehhh masakra Nie ma szpitali położniczych, to są rzeźnie;/

    OdpowiedzUsuń
  13. Dla mnie poród mimo bólu i traumy był naprawdę ludzki, cudowne położne, miły lekarz! Za to to jak mnie traktowano na oddziale poporodowym wzbudza we mnie strach... Gdy myślę o drugim porodzie, to wiem że dam radę, ale gdy myślę że znów mnie tak nieludzko będą traktować po porodzie, to trzęsę się ze strachu...

    OdpowiedzUsuń
  14. Kazdy wpis czytam, jednak po tym totalnie wyje!
    U Noemi mialam dreszcze, u mama-granda wylam razem z Nia.
    Ja mialam normalny porod, i gdyby nie wspanialy zespol medyczny moja corka bylaby niedotleniona.

    OdpowiedzUsuń
  15. Boszzzzzze, co za horror!! Nigdy nie zrozumiem bestialstwa wobec kobiety rodzacej, o ktorym sie czyta.... NIGDY W ZYCIU nie rodzilabym w Polsce!! Cale szczescie, ze ja mam najlepszy szpital dzieciecy w Hiszpanii, z genialnym oddzialem polozniczym, tuz obok domu..

    OdpowiedzUsuń
  16. Wiecie co jest najgorsze?
    Nie,nie to jak jesteśmy traktowane.
    Ale to, że nic się pod tym kątem nie zmienia ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie dlatego pokazałam zdecydowałam się opowiedzieć historię na przestrzeni 17 lat,w dwóch różnych szpitalach :(

      Usuń
  17. podziwiam cię, że wytrwałaś przez te trzy porody, że mimo tak ciężkich przeżyć zdecydowałaś się na swoje maluchy :) Chciałabym doczekać czasów kiedy wszystkie kobiety będą zadowolone z opieki medycznej...Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. Jejku przeczytałam to jak jakiś horror. Szacunek kobieto. Szkoda, że trafiłaś na taki szpital. U nas traktują kobiety naprawdę dobrze a szpital już po remoncie :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Niejedną taka opowieść słyszałam :( smutne, ja dwoje dzieci rodzilam w UK. Cudowna opieka, spora i wygodna(również dla partnera) sala porodowa, własna czysta łazienkę z wanną i prysznicem. Posiłki smaczne i duże. Dwa inne porody, pierwszy długi, Kleszczowy z kimplikcjami. Drugi wywołany, przedwcześnie, 34to, córka kruszynka, cały poród pod ktg... Ale nadal nietrudno spotkać Polke, która leci rodzic do polski

    OdpowiedzUsuń
  20. Aż mnie zabolało, ból tych dziewczyn też... Pierwsza ciąża 35lat temu. Cesarka przez znieczulenie zewnątrzoponowe, bo serce za słabe na poród sn. Chwilę po cesarce silne drgawki, jakby coś mną rzucało po łóżku, dwie godziny później: wstrząs, silny krwotok, koagulopatia. Mega szybka jazda na oiom, cała noc walki o życie, litry otrzymanej krwi, środków krwiozastępczych, na krzepliwość, krzyki, żebym nie usypiała, męczące pytania, a tak chciałam spać. Rano odwieźli na ginekologię, bo z innego oddziału nie przyjmowano już na położnictwo.

    OdpowiedzUsuń