UCZĘ MOJĄ CÓRKĘ BYCIA WREDNĄ SUKĄ.

wtorek, 12 lutego 2019
wychowanie


   Pragnę wychować pewną siebie, stanowczą, otwartą dorosłą osobę. Pierwsze sukcesy wychowawcze na tym polu już osiągnęłam. Dorosły syn jest człowiekiem, który umie sobie w życiu poradzić. Choć przy nim popełniłam chyba wszystkie możliwe błędy wychowawcze i kilkanaście nieprawdopodobnych. Popełniam je ponownie przy drugim dziecku, a przy trzecim zapewne polecę jeszcze z kolejnymi. Na tym polega rodzicielstwo. Nie, podręcznikowe działania, a dostosowanie podejścia wychowawczego do konkretnego dziecka, które będzie dorosłym. To, w jaki sposób działasz na tym polu przez lata, odzwierciedla życie człowieka w następnych latach. Każda nieprzepracowana trauma odbija się szerokim echem. Każde kocham, wierzę w ciebie, jest fundamentem.

Mając 22-letniego syna mam już pewne prawo do snucia teorii wychowawczych. I chociaż wychowanie zbuntowanego, poranionego życiem nastolatka nie było łatwe, widzę, że z córkami jest znacznie trudniej. Kiedy wszyscy stali w kolejce po asertywność, cechy przywódcze, arogancję i zwykłe kurewstwo, moje dzieci czerpały garściami z mało popularnej kupki pod nazwą wrażliwość na drugiego człowieka. Jednak jedna z córek zaczerpnęła go znacznie więcej. Z tego powodu muszę pracować nad nią, by jej spolegliwość nie była wykorzystywana.

Brak asertywności, dobre serce, chęć dawania radości innym, to wspaniałe cechy, jednak jak to się mówi „ten, kto ma miękkie serce, musi mieć twardą dupę". Ludzi z natury niestety nie są dobrzy. Lata obserwacji nauczyły mnie, że wspaniali ludzie mają ciężkie życie. Żyjemy w okrutnym świecie. Nastawieni na korpokarierę za wszelką cenę, konsumpcjonizm, zatracamy wartości, które powinny przyświecać każdego dnia. Osoby wrażliwe, z natury dobre i uczynne są zwyczajnie wykorzystywane. Dlatego usiłuję zaczepiać w córce sukę, by w swojej dobroci umiała obronić się przed ciosami zadawanymi przez los. Smutne, okrutne? Prawdziwe.

Ojciec mojego syna powiedział jedną mądrą rzecz w życiu, zasłyszaną zresztą "nie rób nikomu dobrze, nie będzie ci źle". Pracuję więc nad moją najsłodszą w świecie duszyczką, by zaczepić w niej odrobinę diabełka. By los i ludzie mogli być dla niej oparciem, nie przyczyną upadków. Serce na dłoni, ale w żelaznej osłonie.

TO CIĘ MOŻE ZAINTERESOWAĆ
"Dorastaliśmy w rodzinach dysfunkcyjnych. Ich środowisko wypaczyło nasze myślenie o nas samych i o otaczającym nas świecie. Widząc siebie w krzywym zwierciadle informacji i sygnałów dawanych nam przez naszych rodziców, uwierzyliśmy, że jesteśmy “nie w porządku”. Zostaliśmy pozbawieni naszej autentycznej tożsamości i zaczęliśmy szukać sposobów na dobre samopoczucie. Chociaż wyglądamy jak dorośli, nadal zachowujemy się jak dzieci i pozwalamy, aby inni mieli wpływ na nasze myślenie o sobie, nasze poczucie własnej wartości...czytaj dalej DDA RODZICEM


W czerwcu cieszyłam się, że nadchodzi wrzesień, a ona pójdzie do przedszkola. Miała już trzy lata. Wiedziałam, że to da mi szansę na większe zaangażowanie i wydajniejszą pracę. Latem nadszedł dzień adaptacyjny, właściwie dwie godziny z rodzicami w sali i na placu zabaw. Nie było tak, jak się spodziewałam. Gdy tylko Mela straciła mnie z oczu, płakała, mimo, iż byłam tuż obok. To nie była dobra próba przedszkolna. Instynkt mnie nie zawiódł. Pierwszy tydzień był koszmarem. Płacz, odrywanie jej ode mnie w drzwiach. Drugi tydzień niczego nie poprawił, trzeci nie zmienił...czytaj dalej POPEŁNIŁAM BŁĄD

11 komentarze

  1. Nie nazywałabym myślenia o sobie "diabelskim" ;) nawet w żartach. Kochać należy wszystkich, szczególnie zaś siebie! O!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z tobą. Ja pracuję ze starszym bo odziedziczył wstydliwość strach ode mnie

    OdpowiedzUsuń
  3. oj cięzko ciężko..nikt nie mówił że będzie łatwo, sama należę do osób tych słabszych, nikt mi nie mówił jak mam postepowac, nikt mnie nie doenciał wręcz zawsze ta gorsza...ale wiem jedno tego błędu z moimi dziewczynami nie popełnie..codziennie powtarzam im ze sa wyjatkowe, silne i madre. Pomagac tzreba dziecia ale i pokazywac jaki teś świat jest okrutny nalezy i wtedy duzo rozmawiać i tłumaczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My byliśmy pokoleniem,z kórym sie nie rozmawiało, bo po co? To tylko dzieci.

      Usuń
  4. a ja uważam, że jak dziecko jest wrażliwe to należy o to dbać nie zmieniając go za mocno.. Rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa ale na spokojnie, bez stresu, bez krzyku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas jest mało krzyku. Mając duże dzieci człwoiek wyhamowuje, dorasta do ich wychowania. Spokój i cisza. A rozmowy sa praktyznie bez przerwy. Staramy się nie zaniedbywać zainteresowaniem żadnego z dzieci.

      Usuń
  5. Wrażliwość jest potrzebna, po to jesteśmy ludźmi. Asertywność jest tak samo potrzebna, inaczej wyginiemy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam wielu dorosłych z asertywnoscia na poziomie ameby, tak okresliłą się jedna z moich koleżanek. Wspaniali ludzie, jednak wciąż wykorzytywnai przez kogoś.

      Usuń
  6. Ciekawy artykuł i tytuł przyciąga, lecz...niestety nie znalazłam tu żadnej wskazówki jak to robisz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz podobny problem? Używam przykładów sytuacyjnych, ta metoda wydaje mi sie najlepsza. Kiedy ktoś sprawi jej celowo przykrość omawiamy we dwie sytuację i pokazuję jej, że mogła w dowolnym moemncie się odewać, wyrazić, co czuje, że sprawia jej to działenie przykrość. Uczę ją odzywania się, a nie biernego przyjmowania tego, co się dzieje. Odnoszę wrażenie, że po woli to zaczyna działać. Oczywiscie wszytsko przy równoległym kocham cię, jesteś bardzo ważna, mądra itd. Chwaląc jednocześnie rzeczy, które wychodzą, gdy sie stara. Córka zna słowo nie, wie, czym sa granice i ma je stawiane. Małymi kroczkami uczę ją by stawiała własne.

      Usuń
  7. Znam to doskonale! Mam jedną jedyną córkę i tez jest zbyt spolegliwa. Trudno jest w niej zaszczepić asertywność, ale wciąż nad nią pracuję :)

    OdpowiedzUsuń