Jestem dwulatką i już mam krzywioną psychikę okrutnymi bajkami. Ich wątki przyprawiają o gęsią skórkę. Chodzę spać w przekonaniu, że szczęście osiąga się kiedy ktoś umrze. Mroczne historie okraszone śmiercią to chleb powszedni. Jako jedną z pierwszych poznaję "Jasia i Małgosię". W niej macocha żąda od swego męża wyprowadzenia swoich dzieci w las: "Jutro wczesnym rankiem
wyprowadzimy dzieci do lasu, gdzie jest najgęstszy, rozpalimy im ogień i damy każdemu po kawałku chleba. Potem zabierzemy się do roboty, a dzieci zostawimy same. Nie znajdą drogi do domu, a my będziemy od nich wolni." – "Nie żono," powiedział mąż, "nie zrobię tego, bo serce mi pęknie z żalu, że dzieci w lesie zostawiłem, aby wnet rozszarpały je dzikie zwierzęta." – "Ty głupcze," powiedziała, - "W takim razie we czworo zdechniemy z głodu. Możesz zacząć heblować dechy na trumny.," i nie dawała mu spokoju aż się zgodził. " W trakcie tej jakże uroczej bajki dowiaduję się, że dzieci to zło konieczne, wyjadają wszystko i generują niepotrzebne koszty. Opowieść toczy się coraz weselej. Dzieci ponownie wyprowadzone w las zostają w nim. Znajdują chatkę z piernika, wpadając w ten sposób w ręce wiedźmy, która w planach ma zjedzenie ich. Przecież kanibalizm jest naturalny, nie ma się czemu dziwić. Dzieci choć przerażone mordują wiedźmę." Potem ruszyła na czworaka pod piec i wsadziła w jego otwór głowę. Wtedy Małgosia ją pchnęła, że stara wjechała głęboko do środka. Zamknęła żelazne drzwi i zasunęła rygiel. Hu! Zaczęła ryczeć, całkiem potwornie, ale Małgosia uciekła, a bezbożna wiedźma spaliła się marnie. Małgosia pobiegła prosto do Jasia, otworzyła stajenkę i zawołała: "Jasiu, jesteśmy zbawieni. Stara wiedźma nie żyje." Spaliwszy żywcem babsztyla i okradając jej domostwo z kosztowności, wracają do domu. Tam czeka na nich ojciec z radością informując ich o śmierci macochy. Po porzuceniu, zaniedbaniu, zabójstwie i kradzieży następuje happy end.Kolejna perełka to "Sinobrody". Obrzydliwie bogaty zboczeniec, uwielbiający imprezy, trzymający zwłoki swoich byłych żon w jednym z pokoi. On wyjeżdża na sześć tygodni, nakazując żonie zapraszanie gości i dobrą zabawę, ale bez zaglądania do ostatniej komnaty. "Żona przyrzekła szanować mężowskie polecenia, a Sinobrody uściskał ją, wsiadł do karocy i odjechał. Sąsiadki i przyjaciółki żony tak były ciekawe wszystkich jej domowych bogactw, że zaraz wybrały się w odwiedziny, nie czekając nawet zaprosin. Do tej pory nie śmiały tego uczynić z powodu obecności męża, gdyż lękały się jego sinej brody. Oczywiście, jęły zaraz przebiegać komnaty, pokoje, szatnie jedne piękniejsze od drugich. Wbiegły i do komór ze sprzętami, gdzie nie mogły się nachwalić nieprzebranego mnóstwa i piękności tkanin, łóż, kanapek, najwspanialszych świeczników oraz oprawnych w kryształ, srebro, złoto zwierciadeł, w których mogły się przejrzeć od stóp do głów. Nieustannie i bez miary zachwycały się wszystkim, zazdroszcząc szczęścia przyjaciółce. Jej jednak wcale nie bawiło oglądanie tych bogactw. Niecierpliwiła się, bo chciała czym prędzej otworzyć pokój na parterze. Tak ją ciekawość paliła, że nie bacząc na grzeczność względem gości, zbiegła po tajemnych schodach na dół, prędko, o mało nie skręciwszy ze trzy razy karku. Dobiegła do drzwi i zatrzymała się przed nimi chwilę, rozmyślając o nakazie mężowskim i o niebezpieczeństwie, na jakie się przez nieposłuszeństwo naraża. Ale pokusa była zbyt silna, by jej nie ulec. Wzięła maluśki kluczyk do ręki i drżąc otworzyła drzwi pokoju. W pierwszej chwili nie dojrzała nic, gdyż okna były zamknięte. Lecz po chwili spostrzegła, że całą posadzkę pokrywa skrzepła krew, w której odbijają się martwe ciała przywiązanych do ścian kilkunastu kobiet. Były to żony Sinobrodego, które poślubił i jedną po drugiej pozarzynał." Po jej myszkowaniu zostaje ślad w postaci krwi na kluczyku. Sinobrody wpada w furię, tu powinien być wezwany oddział specjalny policji i służba medyczna, gdyż widać, że facet ześwirował. Spoko, luz. W ostatniej chwili przyjeżdżają jej bracia i szlachtują mężusia niczym świnię. Wdzięczna wdówka za majątek po tragicznie zmarłym mężu kupuje braciom szlacheckie tytuły, siostrze daje posag, a sama wydaje się za fajnego gościa w ramionach, którego zapomina o pierwszym małżeństwie, Sielanka.
Uwielbienie do knucia i planowania zabójstwa dostrzegam w "Królewnie Śnieżce". Piękne królestwo, w którym zła macocha jest zazdrosna o urodę pasierbicy. Młode dziewczę staje się jej celem. Myśliwy ma ją zaprowadzić do lasu, zabić i na dowód dostarczyć serce. Żal nie pozwala mu na to i zanosi królowej serce zająca, a Śnieżkę puszcza wolno. Zamieszkuje ona z siedmioma krasnoludkami i żyłaby długo i spokojnie, gdyby macocha nie odkryła, tego że żyje. Kilka razy sama próbuje ją zabić. Ostatni raz prawie skutecznie. Śnieżka jednak wychodzi z trumny żywa. "Śnieżka zjada połowę zatrutego jabłka. Zrozpaczone krasnoludki, myśląc, że nie żyje, układają ją w szklanej trumnie. Przejeżdżający nieopodal książę, zachwycony urodą dziewczyny, błaga, by krasnoludki podarowały mu ciało Śnieżki. Podczas poruszenia trumny Śnieżce wypada z ust zatruty kawałek jabłka i budzi się ona do życia. Książę natychmiast się jej oświadcza. Zła macocha zostaje zaproszona na ich wesele, gdzie przerażona przekonuje się, że młoda królowa jest jej pasierbicą. Za próby zabójstwa zostaje skazana na tańczenie w rozżarzonych, żelaznych butach, dopóki nie padnie martwa." W wieku zaledwie pięciu lat dostrzegam niebywałe uwielbienie do wyszukanych tortur prowadzących do śmierci. Aż dziw bierze, że zamiast iść do pierwszej komunii, rytualnie nie mordowałam kotów.
Patrząc na "Kopciuszka" wierzyć się nie chce, że nikt nie umiera. Choć bajka zaczyna się od słów "bogata wdowa", czyli w domyśle zgon nastąpił wcześniej. Piękne dziewczę jest pomiatane i wykorzystywane do wszelkich prac domowych. Kopciuszek robi za małego chińczyka, a jej przyrodnie siostry są jak typowa gimbazą z wychowania bezstresowego. Tak ich życie toczy się smętnie, aż nastaje dzień wielkiego balu, gdzie książę szuka żony. Przy pomocy wróżki chrzestnej Kopciuszek udaje się na bal, gdzie gubi pantofelek. Zdesperowany książę nie ma zna jeszcze siły facebooka, wiec tradycyjnie jeździ po królestwie i przymierza pannom pantofelek. "Goniec trafił na końcu także do gospodarstwa wdowy i zapytał o mieszkające tu panny na wydaniu. Macocha pokazała mu swoje córki, jednak obie miały stopy zdecydowanie za duże, by zmieścił się na nie delikatny pantofelek. Goniec zauważył jednak za piecem Kopciuszka i zapytał: - A co to za dziewczę? Macocha odparła: - To tylko moja pasierbica, brzydka i niemądra, pomaga mi w kuchni i w gospodarstwie, bo tylko do tego się nadaje. Goniec jednak rzekł: - Rozkaz księcia był taki, by każda panienka w królestwie przymierzyła pantofelek. Po tych słowach, wsunął bucik na nóżkę Kopciuszka, a ten pasował jak ulał. Widząc, jak goniec pomaga Kopciuszkowi wstać, a potem prowadzi go do karety, by zawieźć na ślub z księciem, macocha i jej córki zzieleniały z zazdrości i zrobiły się jeszcze brzydsze i złośliwsze, niż były wcześniej. A młodzi małżonkowie wiedli najszczęśliwsze życie, jakie można sobie wyobrazić już do końca swoich dni." Choć w niektórych wersjach tej bajki był krwawy motyw. Córki złej macochy obcinały sobie pięty i palce, żeby bucik na nie pasował. Po tak uroczych bajkach zasypiam od razu.
Autorzy-psychopaci przelewali na papier swoje chore fantazje, by w ich oparach wychować pokolenia znieczulone na jakiekolwiek nieszczęścia ludzkie, Żądza, władza, pieniądze, to motywy przewodnie każdej bajki. Szczerze dziwię się, że nadal te bajki są drukowane. Czytając dzieciom wielką księgę bajek często muszę się nagimnastykować, by na szybko zmyślić fragment, który wydaje mi się zbyt brutalny. Masz ulubione bajki z dzieciństwa? Czytasz je dzieciom? Zmieniasz fragmenty?
17 komentarze
Haha ładne te bajeczki.. Niektóre z tych dramatycznych szczegółów słyszałam, jednak nie wszystkie. O "Sinobrodym" w ogóle nie słyszałam.. ;)
OdpowiedzUsuńMimo wszystko kolorowych snów, a nie takich "upiornych" ;)
Sny były ciekawe, doćć abstrakcyjne, ale krótkie. Wszystko za sprawą porannego budzika w postaci Meli ;)
UsuńTeż nie znałam bajki o Sinobrodym i nie żałuję.
OdpowiedzUsuńWłaśnie dostałam link do ciekawostek historycznych związanych z bajkami. Dopiero tam jest rzeźnia.
UsuńHa,ha, ha. Faktycznie można się bać! Dobrze, że teraz klasyczne bajki są jednak w nieco złagodzonych wersjach.
OdpowiedzUsuńTo ja Cię trochę rozczaruję - bajki, które opisujesz nie są dla dzieci, a dla dorosłych.
OdpowiedzUsuńKiedyś naprawdę dzieci traktowano jako zło koniecznie (pisałam na ten temat pracę, jakby co polecam książkę http://kobiecamyslodsiewniaczyta.blog.pl/2016/05/24/historia-dziecinstwa-philippe-aries/ Ciężka ale baaardzo konkretna.)
Dzieci rodziły się jak kociaki i ... umierały jak kociaki (na pewno wiesz, o co mi chodzi). Pisarze tworzyli bajki, żeby zabawiać znudzonych dorosłych i to nie takich przeciętnych, ale tych bogatych, nie pracujących tylko chwalących się tytułami i znajomościami. Poza tym przez baaardzo długi czas dzieci wcale nie były traktowane jak współczesne dzieci, ale jako mała kopia dorosłego - ani seks, ani śmierć, ani zgroza nie były tematami tabu. Nikt dla nich nie ubarwiał rzeczywistości a tym bardziej nie rozpieszczał bajkami...
Także wiesz - to, że teraz nam takie "słodkie" bajeczki czytają rodzice... no cóż - to spadek po przeszłości. Choć nie sądzę, byś i Ty raczyła swoją dziatwę takim bogactwem wrażeń ;) ;)
Pozdrawiam serdecznie! :D :D
To nie bajki, to baśnie a to kolosalna różnica. Nie napisał ich "autor psychopata", jak piszesz, tylko zostały spisane z podań ustnych, podobnie jak mity. I nie były przeznaczone dla dzieci! W w swojej oryginalnej wersji nie są! Pokolenia znieczulone na nieszczęście ludzkie? Żądza, władza, pieniądze? To kompletnie nie o to chodzi w baśniach, nie rozumiesz ich. Przede wszystkim baśnie nie były nigdy przeznaczone dla dzieci, są to opowieści dla dorosłych pełne okrucieństwa i, bardzo często, erotyzmu. Ich bohaterowie byli jednoznacznie źli lub dobrzy. I to właśnie dobro walczyło ze złem w baśniach. Dobro zawsze wygrywało a zło zostawało ukarane, często w sposób okrutny. Dlaczego? Po to, żeby jasny był przekaz: zło nie popłaca. Lubię Twoje teksty ale ten jest niesprawiedliwy wobec tekstów, o których piszesz. Tekstów krwawych, brutalnych i ponurych.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że zupełnie brak zrozumienia kontekstu kulturowego. Tekst uważam niestety za nieudany, a koncept za nietrafiony.
UsuńA kołysanka, w której "okrutny los i straszna śmierć w udziale im przepadła. Króla zjadł pies, pazia zjadł kot,królewnę myszka zjadła"? ;-)
OdpowiedzUsuńbajka o "Sinobrodym" .... autorzy tych bajek chyba cos brali .....
OdpowiedzUsuńBajki mają ukryte, symboliczne znaczenie. Powiedziałabym nawet że są bardziej dla dorosłych niż dla dzieci. Polecam w tym temacie "Biegnącą z wilkami" lub "Bajki nie-rozebrane" Pozdrawiam <3
OdpowiedzUsuńDo opisanego zestawu baśni, dodałabym jeszcze Tomcio Palucha, zostawionego wraz z braćmi w lesie i walczący o przetrwanie z olbrzymem...
OdpowiedzUsuńNie czytam tych baśni moim dzieciom i wychodzę z założenia, że to teksty przeznaczone dla dorosłych.
Bardzo podoba mi się styl Twojego pisania, poczucie humoru zdecudowanie w moim typie ;-)
pozdrawiam serdecznie,
Czytałam baśnie i legendy jako dziecko z wielkim zamiłowaniem i nie czuje się skrzywdzona. Dobro wygrywa, zło przegrywa. Baśnie mają motały. Nie widzę nic złego w takich basniach, może nie są dla 3latka ale powiedzmy 7latkowi odróżniającemu prawdę od fikcji bym przeczytała. Oprócz tej o sinobrodym, której nie znam. Patrząc na to tak jak ty nawet klasyczne bajki Disneya są pełne przemocy. Nie mówiąc o współczesnych bajkach
OdpowiedzUsuńPiotruś Pan też jest dość brutalny. Oczywiście w wersji książkowej (a o dziwo była to zawsze moja ulubiona bajka i książeczka).
OdpowiedzUsuńNie zapominajmy o Czerwonym kapturku, gdzie najpierw są pożerani, a później wilk ma rozcięty brzuch.
A bajki o Sinobrodym nie znałam i nie żałuję :P
Achh te bajeczki. Moja babcia sama nam wymyślała bajki, mama omijała fragmenty, ale mnie i tak później gnało do biblioteki czytać te horrory :D
OdpowiedzUsuńGłupstwo
OdpowiedzUsuńZ jednej strony sama tych bajek dzieciom nie czytam (chyba że łagodniejsze disneyowskie wersję, ale też nieczęsto, bo córka nie lubi), z drugiej naszła mnie niedawno taka refleksja czy my aby tych dzieci nie chowamy teraz za bardzo pod kloszem. Na świecie jest dobro i zło. W końcu się z tym zetkną. Czy dobrze by dostały nagle takiego plaskacza w realu, czy może należałoby je trochę uświadamiać (np.poprzez książki). Niedawno znajoma opowiadała, że jej koleżanka mieszka w Norwegii i pomijając to, że dzieci tam całe dnie spędzają na dworze, o każdej porze roku, z gilem do pasa też (i żaden rodzic w przedszkolu nie robi z tego afery, że dzieci były kilka godzin na dworze choć zimno) to jeszcze gdy jechały na wycieczkę do gospodarstwa poznać zwierzęta hodowlane pokazano im jak obrabia się króliki. Wiem, że przytaczam skrajne przeciwieństwo i przegięcie w drugą stronę, ale czasem też myślę, gdzie ta granica. I czy my aby nie przesadzamy. Póki co tylko myślę, bo z moją starszą córką (prawie 6) nie da się za bardzo rozmawiać o rzeczach niepokojących. Nie chce oglądać ani słuchać zadnej bajki, w której nie tylko jest zły bohater, ale nawet mający złe intencje. Co w tej chwili już mnie trochę martwi. Czy to ja zawiniłam? Czy za bardzo ją trzymam od tego wszystkiego z daleka? Pod kloszem. Nie wiem. Jest bardzo wrazliwa.
OdpowiedzUsuńPs. Bajki o sinobrodym nie znałam. Masakra!