GDY ZGUBI SIĘ DZIECKO-STRACH, KTÓREGO NIE WYOBRAŻASZ SOBIE.

wtorek, 17 maja 2016

                 Znajomi i małżonek zarzucają mi, że jestem przewrażliwiona i nadopiekuńcza w stosunku do Meli. Kiedy gdzieś wychodzimy, nie spuszczam jej z oczu. Zawsze staram się asekurować, nawet może za bardzo. Podcinam jej w ten sposób skrzydła.  Wiem o tym, ale ona jest taka malutka. Przecież nadal potrzebuje pomocy. Chyba nie mogę pogodzić się z tym, że  próbuje samodzielności.  Ma trzy lata i dziewięć miesięcy, od września chodzi do przedszkola. Ostatnim osiągnięciem jest zdejmowanie góry odzieży (koszulki, bluzki, bluzy). Chwalę ją za to. Jednak jej samodzielność to moja zmora.

               Mela lubi chodzić do babci i dziadka. Mieszkamy piętro wyżej, więc nie stanowi to problemu. Mela chodzi do nich na tv. Gdy tam siedzi schodzę co kilka minut sprawdzić, czy wszystko w porządku. Tak było i wczoraj, po kolejnym zejściu okazało się, że fotel jest pusty. Może poszła na siusiu. Nie.

-Amelko!
...
-Mela!!! MELA!!! Amelkooo!
...

              Przeszukałam parter, piętro, w poszukiwania włączyła się Gaba. Gorączkowo biegałyśmy po domu. Pobiegłam do piwnicy, w garażu jest kanał, Sprawdziłam-pusty. Podwórko: oczko wodne-puste, drugi garaż, kanał-pusty. Furtka otwarta z klucza-Mela wspominała, że chce do koleżanki. Nie. na ulicy nie ma nikogo. Gaba sprawdzała szafy-Mela lubi się w nich ukrywać.  Biegnąc do domu po telefon skręciłam.

           Domek babci Todzi. Drzwi zamknięte, otworzyłam. W środku rozgardiasz, przewrócona saperka (mała łopata)-gula w gardle. Chyba wołałam Amelkę. Cisza...
Zimno, na dworze siedem stopni, dom od lat nieogrzewany. Mela w domu siedziała w cienkim ubranku. Buty i kurtka zostały.

....
       
          Przewrócona szafka.
-Amelko!!!-cisza.

            Obłęd. Zaczynam przerzucać poduszki i koce.  Na starym łóżeczku Meli leżą inaczej niż rano. Dopadam do koca w kratkę. Mela jest pod nim. Cichutko płacze. Tulę ją mocno, ona mnie. Serce  o mało mi nie wyskoczy. Nie wiem, jak wróciłyśmy do domu. Kąpię ją, zjadamy kolację, usypia. Wybudza się, popłakuje, woła mnie.  Biorę ją do siebie na noc. Rano mam pościel do zmiany.

            Kiedy nieco ochłonęłam spytałam po co poszła do domku? Szukała zabawki. Małego plastikowego trójkąta z otworkami i piłeczką na sznurku. Gdy wychodziła, drzwi się zatrzasnęły, nie mogła się wydostać. Była tam chwilę, ale i dla mnie i dla niej byłą to wieczność. Saperką próbowała otworzyć drzwi. Szafka upadła, bo chciała dostać się do okna, żebym ją zobaczyła. Zmarzła, zawinęła się na łóżeczku w koc i czekała na mnie. Wiedziała, że ją znajdę. Nadal serce mało nie wyskoczy. Znów to przeżywam.

           Zwykły dom. Dziecko zadbane, dopilnowane. Potrzebowało zaledwie chwili, żeby się wymknąć niezauważona. Nie wiem, jaki to zostawi na niej ślad, Ja chyba śpiąc będę jej czujnie pilnować. Jako doświadczona mama nie potrafiłam zapewnić jej bezpieczeństwa w domu. Zaufałam niespełna czterolatce, że posiedzi przy bajce. Popełniłam błąd, mogłam za niego zapłacić najwyższą cenę.



                                                  

61 komentarze

  1. Też przeżyłam chwilowe zaginięcie dziecka. Kornel miał 2 lata, w sklepie okazało się, że ściana nie dochodzi do ściany i jest małą szpara, przez którą on się zmieścił. My pewni, że jest w rogu ( ściany się schodzą, nie ma wyjścia) ogądaliśmy jakiś ciuch, był 2 metry obok nas, nagle zginął. Ja w 8 miesiącu ciąży nie byłam w stanie zapanować nad łzami... Obsłua skepu miała nas w dupie, a on siedział znudzony na podeście i na nas czekał... To trwało może 2 minuty, dla mnie wieczność i mogło się skończyć dużo gorzej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, minuty. Niby nic, a może wydarzyć się wszystko.

      Usuń
  2. masakra ,pamietam jak na basenie ubierałysmy sie tez mam niespełna 4 latke starsza, i w pewnym momencie znikla mi ,odwrocilam sie po grzebien i nie ma jej... serce mi zamarło,zaczelam szukam w myslach juz mialam najgorzsze ,ze wpadła do baseny ,wylecialam tam patrze nie ma w szatni nie ma jej zaczelam plakac wołac meza krzyczec natalko Natalka a tam cisza zerkam do ubikacji a ona siedzi na wc i mowi -mamus sikalam... masakra... ten strach do dzis pamietam

    OdpowiedzUsuń
  3. Brrr...Nie zazdroszczę i nie dziwię się... też bym odchodziła od zmysłów ze strachu i analizowała najgorsze scenariusze...
    Zapamiętacie to obie. Jestem tego pewna. I mam nadzieję, że Mela tak jak i mój Marek nigdy więcej nie oddali się bez uprzedzenia. Też od "zawsze" był wolnym duchem. Można było mówić milion razy a i tak nie docierało... Nie pomagało nic kompletnie... do chwili gdy na długim weekendzie ze znajomymi (których widział pierwszy raz) pomylił domki. Do dzisiaj pamięta. Dalej jest samodzielny ale nie jest już bezmyślny w oddalaniu się od nas. Zawsze się upewnia czy będzie wiedział gdzie wrócić, nawet jeśli to jest plac zabaw a my siedzimy przy stoliku "na widoku".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczęłam szukać kamerki, by zamontować na dole i ja podglądać, jak ona tam siedzi.

      Usuń
  4. Na szczęście skończyło się dobrze...wiem co czułaś mój 3 latek kiedyś uciekł w wielkim hipermarkecie nie mogłam go znaleźć...to były najgorsze chwilę w moim źyciu...po chwili słyszę OLIWier lat 3 czeka na mamę w obsłudze klienta...

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wyobrażam sobie tego strachu... U nas teoretycznie nie ma jak z terenu wyjść. Płot wysoki, brama zamykana na kłódkę, furtki bez klucza nie można otworzyć. A mimo to jak tylko Martynka znika mi z oczu bo biegnie wokół domu z psem, najchętniej poleciałabym za nią.. Mówią, że przesadzam że tak ją kontroluję, ale jakoś się boję nie widzieć jej..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też biegam wokoło domu, jak Mela znika mi z pola widzenia.

      Usuń
  6. Przepraszam za to porównanie ale doczytałam o zamkniętych drzwiach to przypomniał mi się film sierociniec;/

    OdpowiedzUsuń
  7. Bożena, gdybym Cię nie znała, to po tych słowach powiedziałabym, tak, jesteś nadopiekuńcza i tak robisz krzywdę dziecku, ale Twój strach i emocje są zupelnie zrozumiałe. Ja je rozumiem. Pauli jak była mała tak jak siedziała na krzesełku w sklepie (Fashion House w Piasecznie), tak w jednej sekundzie zniknęła. Biegałam jak oszalała, myślałam, że zwariuję. Przez 2-3 minuty zdążyła przejść połowę galerii. Znaleźli ja jacyś ludzie i ochroniarz. Od tej pory zawsze nosiła silikonową opaskę z nr telefonu, ale strach pozostał. Szczerze mówiąc mam obsesję na tym punkcie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Masakra, pamiętam jak młodsza się zgubiła, myślałam że oszaleję, bawiła się na placu zabaw minuta i jej nie ma, wołam szukam i nic, pytam dzieci a starsza dziewczynka mówi że widziała ją z jakimś panem myślałam że umrę, okazało się że poszła z koleżanką i jej tatą na ogródek działkowy, jak ją znalazłam facet potrzebował pomocy bo omało mu oczu nie wydrapałam i jeszcze stwierdził że młoda mu powiedziała że pozwoliłam jej pójść, ogródek był blisko to byli nasi sąsiedzi ale wystarczyło mi powiedzieć że zabiera małą, wtedy przeżyłam piekło ale najważniejsze że dziecko się świetnie bawiło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatłukłabym gościa, bez pojęcia, bez wyobraźni, współczuję.

      Usuń
  9. A ja pamiętam jak dwa lata temu nad morzem starsza kobieta biegała zapłakana po plaży pytając wszystkich czy ktoś nie widział jej wnuczka. Jej strach w oczach. I słowa "taki mały, 4-latek, jasne włosy, w niebieskich kąpielówkach". Byłam tylko obserwatorem, ale okropnie się wystraszyłam. Odtąd mam świra na punkcie tego, że zgubię moje dziecko. I przy każdym wyjściu w bardziej zatłoczone miejsce - koncerty, sklepy, muzea, centrum miasta - zakładam dzieciom bransoletki z nr telefonu do mnie ale wypisuję ten numer na ich rączkach,w widocznym miejscu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamiast infopasków zacznę pisać Meli nr tel na rączce, tego nie zerwie.

      Usuń
  10. Nie mogłaś tego przewidzieć.Dobrze , że tak szybko ją znalazłaś i że nic jej się nie stało .Wszystko się ułoży .Bratanek mojego męża zginął nam raz na plaży jak zbieraliśmy się do powrotu , sprawdzamy czy wszystko mamy i czy dzieci są wszystkie a tu nie ma jednego .Panicznie zaczęliśmy się rozglądać . Ludzi pełno w koło .A on stał 3 m od nas i czekał aż wszystko pozbieramy.Masakra .

    OdpowiedzUsuń
  11. Aż mnie dreszcze przeszły... Jak to dobrze, że wszystko dobrze się skończyło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całe szczęście, nawet nie dopuszczam myśli, co by było gdyby...

      Usuń
  12. A my we wrześniu byliśmy w sanktuarium na odpuście. Ludzi tlumy. Mąż i starszy syn poszli do komunii, młodszy miał zostać ze mna przy wózku z córeczką. Ja zaglądam czy ona śpi a małego nie ma. W sumie to nie taki mały bo miał 7,5 lat no ale NIE MA GO !!! I co? Mąż i starszy poszli. Ja z wózkiam i śpącą roczną córeczką - nie ma szana na bieganie i szukanie. Myślałam że oszaleję. I co - okazało się że poszedł za nimi do tej komunii - bo chciał iść z tatą a mi tego nie powiedział. Stwierdziałam że chyba zacznę używać smyczy jak pani babcia w Koglu-Moglu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szelki mam do tej pory, jak wychodziłam więcej niż z jednym dzieckiem, młodsze brałam na szelki.

      Usuń
  13. To jest chyba ta sławna samospełniająca się przepowiednia. Im bardziej człowiek się o dziecko boi, tym częściej mu się złe rzeczy przytrafiają. Mam oko na młodą na spacerach, ale się o nią nie boję. Po prostu jej pilnuję w niebezpiecznych, a poza tym uczę, by się nie bała, tylko postępowała uważnie i ostrożnie. Żadnego straszenia. Nie mam pojęcia, jak by się zachowała w takiej sytuacji jak zatrzaśnięcie (jest w podobnym wieku, ale gorzej mówi), ale że ma już na koncie kilka ucieczek samowolnych babci i wujkowi, jakoś traumy po nich nie ma. Raz ją ochrona centrum nawet handlowego szukała, bo uciekła specjalnie i wcale się nie przejęła czekając w dyżurce. Trochę warczałam na nich, że jak zwiewa, to trzeba ją gonić od razu, a nie spacerkiem. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś już pisałam, ze "uśmiercam swoich bliskich", wciąż mam jakieś wizje tragedii, jak mąż wyjedzie z domu, a zawyje syrena strażacka, dzwonię od razu, czy wszystko w porządku.

      Usuń
  14. Cieszę się, że wszystko skończyło się dobrze :) Oby nigdy więcej takich sytuacji!

    OdpowiedzUsuń
  15. Brrr straszne! Dobrze, że nic się nie stało. Nam raz młodszy zginął w Bobolandii, na dmuchanym placu zabaw, a ja z eM. stałam i czekałam aż zjedzie. Ten zaś postanowił się wspiąć na drugi plac zabaw a później zejść nie mógł, z dołu go nie było widać, ale obsługa od razu wiedziała gdzie szukać i znaleźliśmy gałganka zanim się wystraszył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że obsługa przytomna, w jednym z komentarzy miałam okazję przeczytać,z e obsługa sklepu nie przejęła się zginięciem dziecka :(

      Usuń
  16. Moja wtedy niespełna 5 laetnia córka zgubiła nam się w markecie to była chwila stałam za kasami ze starszym synem i miesięcznym wtedy jeszcze malutkim ..Julka stała z tatą przy kasie ..Jemu powiedziała idę do mamy (stałam na przeciwko) ale w tak zwanym między czasie zainteresowały ją zabawki (okres przedświąteczny) ..Mąż podchodzi z zakupami do mnie pyta gdzie Jula ??Ja ,że przecież była z nim ....strach,panika,ścisk w gardle nawoływanie,bieganina ...Pytanie ludzi ,ktos mówi ,że dziewczynka w zielonej kurteczce szła z panem na parking ...Wymiotuję z nerwów i wtedy komunikat "Julia czeka na rodziców w punkcie obsługi klienta "...To było góra 10 minut..Minut których się nigdy nie zapomina..Pisałam już na fb o synu który zaginął po treningu..O Julce która po lekcjach poszła do koleżanki nic nikomu nie mówiąc...Mój mąż i moi bliscy też twierdzą,że jestem "matka kwoka" ,że niańczę ich,że nie pozwalam im na samodzielność..Może robię im krzywdę nie wiem..wiem ,że panicznie boję się ,że mogło by im się coś stać ...Że ktoś może zrobić im krzywdę ...Łączę się z Tobą ..znam to uczucie ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż mi się słabo zrobiło po przeczytaniu, gdybym usłyszała taką informację, o panu idącym z dzieckiem na parking, chyba bym, zeszła...

      Usuń
  17. W niedzielę byliśmy na placu zabaw, w środku trzy komunie i urodziny, jeszcze do tego ludzie z zewnątrz. Ogrom dzieci i dorosłych. Nagle idzie spanikowany chłopczyk i płacze. Pytam czy cos sie stało. Odpowiada, że szuka taty i cioci. Krazylam z nim dobrych kila minut, wzięłam na ręce i gdybym chciała nikt by nie zauważył, gdybym z nim wyszła. Znaleźliśmy animatorke i przez mikrofon mówili, że czeka chłopiec o takim imieniu, i jak wygląda. I jakie było moje zdziwienie gdy komunikat ppwtarzano trzy razy i nic. Po 15 minutach przyszedł tata i powiedzial " no przecież wiedziales gdzie siedzimy. Jak mogłeś sie zgubić. Rozmawialiśmy z ciocia" . Chyba niektórzy nie powinni mieć dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie nie powinni, ojca chyba bym po łbie zdzieliła za brak uczuć.

      Usuń
  18. moje dziecko zgubiło się na festynie. Miał 4 latka. zawsze z mezem mamy tak ze każdy pilnuje jednego dziecka dziecka.Starszy chciał iść po balon więc bylam pewna że mąż chwyci za reke małego i bedzie go pilnował. Mały pobiegł za nami a mąż myslał ze idzie po ten balon z nami. zniknął.. brrr szukałam go ok 5 min. nie myslałam o niczym innym jak wśród tłumu ludzi znaleść znajomy kawałek ubrania żeby go wreszcie prytulić. znalazła go Pani organizatorka i chciała wzywać przez mikrofon, dzięki bogu wiedział jak się nazywa i ma na imię. to bylo 2 lata temu a pamietamy to oboje. Już nie puszcza rączki jak jest dużo ludzi. Ryczeliśmy oboje pół godziny, a dreszcze mam do tej pory, jak o tym pomyślę :(

    OdpowiedzUsuń
  19. Dobrze ciebie rozumiem. Jak mój starszy syn miał 2,5 roku, zamknął się w hotelowej łazience. Bawił się zamkiem, którego nie potrafił później otworzyć. Przez kilka minut nie dawaliśmy rady, a syn płakał. Wezwana obsługa hotelowa nie miała zapasowych kluczy i chciała wzywać ślusarza. Ja z kolei nie miałem zamiaru czekać i byłem gotów zdewastować zamek do drzwi, bo nie miałem pojęcia co jest w łazience, gdyż kilka minut wcześniej dopiero się zameldowaliśmy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako trzyletnia dziewczynka zatrzasnęłam się w łazience u znajomych rodziców, wyjmowali szybę z drzwi, bo nie mogli mnie inaczej wydostać-pamiętam to do dziś.

      Usuń
  20. Czytając to i mnie obleciał strach :(
    Z dziećmi tak jest, że wystarczy chwila by dziecko coś sobie zrobiło, bądź uciekło i nie ważne jak bardzo starasz się upilnować.
    Wszyscy mówią, że jestem nadopiekuńcza, bo u teściów nie odstępuję córki na krok. Nikt nie potrafi zrozumieć, że po prostu wolę dmuchać na zimne. Tyle niebezpieczeństw czyha za rogiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, sekundy mogą zmienić wszystko, jednak lepiej być nadopiekuńczym, niż zaniedbywać.

      Usuń
  21. Przeczytałam i się popłakałam, z emocji i też z tego, że miałam troche podobną historię...

    Też jestem przewrażliwiona, nadopiekuńcza. Moje dzieci są młodsze (prawie 3,5roku i 10miesięcy). Mój starszy synek jest bardzo energiczny, żywy, wszędzie go pełno. Mieszkamy w mieście. Boje się z nimi wychodzić dalej niż na najbliższy plac zabaw, boje się, że mi ucieknie, wpadnie pod samochód.

    Ja miałam taką sytuację:
    Nie jeździmy z dziećmi do centrów handlowych, nie lubie tego hałasu, wszędzie pełno ludzi, dzieci biegają, boje się, że mi gdzieś zginie, zresztą po co je tam je ciągać jak nie trzeba.
    Ze starszym synkiem byliśmy chyba dwa razy - musieliśmy mu kupić buty, więc lepiej żeby przymierzył. Synek biegał po korytarzu, ja oczywiście za nim, nie spuszczając go z oko.
    Na jednym z korytarzy były lekko otwarte drzwi, jakieś przejście/wejście może do innej części budynku (chyba wiecie o co chodzi, taki nie za szeroki korytarz), mój synek tam wbiegł a drzwi się za nim zatrzasnęły.

    Od mojej strony nie mogłam ich otworzyć - przerażenie straszne - okropne myśli, gdzie prowadzi do przejście, gdzie on pobiegł, jak jak go znajdę. Zaczęłam walić pięściami w drzwi, krzyczeć, zauważyłam obok przycisk przeciwpożarowy, już miałam wybijać szybkę gdy nagle drzwi się otworzyły. Otworzył je pan który tam pracował i przyprowadził mojego synka. Zapłakana przytuliłam go, synek też płakał. To wszystko trwało chwilę, może ze dwie minuty, ale tak jak napisałaś dla matki to wieczność...
    Mój mąż był wtedy przy mnie, ale zupełnie nie pamiętam co on wtedy robił.

    Pozdrawiam Aga


    OdpowiedzUsuń
  22. Czytając te wszystkie komentarze nie chcę żeby mój 9miesięczny syn nauczył się chodzić..Będę go ciągle nosić na rękach, na pewno go nie zgubie. A tak poważnie, to mam ogromną nadzieję, że nigdy w życiu nie będę musiała przeżywać tego co Wy.. :( masakra :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz nosić w chuście, ale tak do 40-tki? ;) Poważnie, nie było mi do śmiechu.

      Usuń
  23. Pamiętam,że kiedys w malutkiej biedronce (sklep) byliśmy z mężem i synem. Nagle sie rozdzieliliśmy i traciłam syna z oczu byłam przekonana, że poszedł z mężem. Gdy za 10 sekund spotkałam męża w alejce obok syna z nim nie było (myślał,że jest ze mną) syn miał 3 lata i autyzm czyli nie mógłby nawet powiedzieć jak się nazywa itp. To było najgorsze 20 sekund w moim zyciu. Sklep malutki ale przeżyliśmy chwilę grozy! Te uczucie towarzyszy mi do dziś jak nawet przez sekundę go nie widzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Współczuję, mając świadomość, że może wydarzyć się wszystko to nawet 5 sekund wydaje się wiecznością.

      Usuń
  24. To może się zdarzyć najbardziej nadopiekuńczej mamie, wystarczy sekunda. Ja się zastanawiałam nad założeniem synkowi takiej gumowej bransoletki z nr telefonu do mnie lub do męża - tak na wszelki wypadek. Oczywiście mam nadzieję, że nigdy to nie będzie potrzebne, ale ta historia pokazała mi, że dziecko w każdej chwili może się odwrócić, gdzieś skręcić, wyjść...

    Ja też sie staram unikać z dziećmi podróży komunikacją miejską czy samochodem - przynajmniej nie z dwójką. Po prostu się boje.

    Podziwiam mamy, które mają np. taką trójkę maluchów i podróżują z nimi po mieście, jedno w wózku a dwójka; 2-3latki biegają koło wózka - ja wiem, że czasami trzeba jechać do lekarza, nie ma samochodu, nie stać mamy na taksówkę i nie innego wyjścia, ale bardzo często mamy robią takie wycieczki - ja sobie tego nie wyobrażam nawet z dwójką, już widzę oczami wyobraźni jak biegnę za starszym synkiem na ulicę, coo nieraz mi się zdarza na osiedlu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mając więcej niż jedno na spacerze zakładałam szelki, nie chciałam stanąć przed wyborem, za którym biec, gdyby się wyrwały.

      Usuń
  25. Mi wystarczy że się tylko śniło jak zginęła mi córka. Obudziłam się zlana potem, zsapana i cała we łzach po prostu koszmar. Nie życzę żadnej matce takiego snu, a co dopiero w prawdziwym życiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam jeden sen z dzieckiem w roli głównej, nie spałam po nim przez kilka nocy...

      Usuń
  26. Moja Ania miała 5 lat jak jeździliśmy na rehabilitację do Kopalni Soli w Wieliczce.Komora Wessel-piękna sprawa.100 % bezpieczeństwa.dzieci bawiły się.biegały.ciągle ktoś miał ich na oku.w pewnym momencie zauważyłam że mojego dziecka nie ma.ponad 100 metrów pod ziemią.panika.wszyscy jej szukali a ona spokojnie spała ,przykryta kocem na głowę,tylko kucyki jej wystawały.trwało to może 2 minuty a ja mam uraz do końca życia.Ania ma teraz 18 lat.jak gdzieś wychodzi ze znajomymi muszę mieć z nią kontakt telefoniczny,jak nie odbiera to wpadam w panikę :(

    OdpowiedzUsuń
  27. O kurcze, to musiało być potworne:( Nasz dwulatek też raz nam tak zniknął na chwilę dosłownie z oczu w ogrodzie przy domu (teściowie mają oczko wodne, więc też od razu skok ciśnienia). Szukaliśmy go w kilka osób, a okazało się, że wszedł do domu i schował się w korytarzu za zamrażarką. Boże! A propos, chyba nie ma co sobie robić wyrzutów, Jezus też się swoim rodzicom zgubił i to na parę ładnych dni;) Pozdrawiam i życzę Ci, żeby taka przygoda już więcej się Wam nie przytrafiła.

    OdpowiedzUsuń
  28. To straszne jak minuty zaczynają się ciągnąć gdy się szuka dziecka a człowiek w głowie ma już tysiąc najgorszych scenariuszy :-(

    OdpowiedzUsuń
  29. Też przeżyłam taką akcję, moje dziecko no może 2 letnie, zaczęła chodzić, wypuszczałam ją na podwórko bo miała iść do dziadków, patrzyłam przez okno, jak idzie, widziałam jak dochodziła. Ale już od nich nie wróciła. Warto dodać, że ogród ogrodzony furtka jest, i podwórko obstawione z każdej strony domami rodziny, nic nie pomogło, moje dziecko wymyśliło sobie, że jak potrząśnie za bramę to się otworzy, wyszła, i gdyby nie to, że długo nie wracała, i sąsiadka zawołała, że chyba nasze dziecko idzie po ulicy, mogła bym już mojego dziecka nie mieć. Przeżyłam zawał, to były najdłuższe minuty mojego życia...
    Drugi raz za to mój teść, wracając z pracy "porwał" córkę na spacer, nikogo o tym nie informując. ZAWAŁ numer dwa, ryczałam biegałam cała rodzina szukała, dziecka i nic nie ma. Myślałam, że się zabije. Teść nie odbierał telefonu, ale wrócił, uśmiechnięty zadowolony, nie pamiętam kiedy się na kogoś tak darłam, słychać mnie było w całej okolicy.

    Eh.

    OdpowiedzUsuń
  30. Bardzo Ci współczuję, wiem co to znaczy szukać dziecka. Kiedyś szliśmy z moimi dziećmi zapisać na chrzest Ani. Asię ubrałam pierwszą i kazałam poczekać na korytarzu żeby się nie przegrzała, był koniec października. Jak wyszliśmy z Anią, też Asi nie było ani za drzwiami, ani na dole. Przeszukaliśmy podwórko, nic, dopiero znalazła ją przypadkowa kobieta za kilkoma sklepami, szła sobie sama do kościoła... Ile to nerwów. :/ Kiedyś sama jako kilkulatek wymsknęłam się mamie, kiedy sprzątała. Nic nie wiedziała, że wyszłam, zawsze cichutko się bawiłam. Dopiero po drodze cyganka mnie znalazła i zaniosła do domu, mama zawsze im pomagała. Kiedyś też mój siostrzeniec poszedł jako kilkulatek z kolegami nad rzeczkę i pogubił buty, w marcu... Przy dzieciach trzeba by było mieć jakieś czujniki, pomysłów im nie brakuje... Trzymajcie się :*

    OdpowiedzUsuń
  31. Współczuję wszystkim mamom, którym przyszło szukać swojego malucha. Kiedys jechałam windą z prawie dwuletnia córeczką i synkiem w wózku, wysiadłam pierwsza z synkiem w wózka, córeczka nie zdążyła wysiąść, winda była zepsuta, zamknęła się z nią w środku, nie dałam rady jej odchylić, na przycisk nie reagowała, widziałam tylko, jak winda sie zamyka, ona w środku płacze, jedzie do góry( blok 11 pięter). Krzyczałam jak opętana, żeby ktoś mi ją zwiózł na dół, gdyż nawet nie zdażyłabym dobiec do góry.Winda zjechała, drzwi sie otwieraja wysiada sąsiadka a córci nie ma. Myślałam że zwiaruije ze strachu, to były najgorsze sekundy mojego życia, miałam już wizje, że ktoś mi ją zabrał, nie słyszałam jej na klatce, dopiero po chwili zaczeła płakac, znalazłam ją na 7 piętrze. Nikt nie wyjrzał przez drzwi jak błagałam o pomoc, bałam się że spadnie ze schodów, jak pisze o tym mam łzy w oczach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o masakra...aż mi się łzy zebrały:( obojętność ludzi jest po prostu przerażająca.

      Usuń
  32. Twoja sytuacja jest jak najbardziej zrozumiała. Rozumiem ten strach, przerażenie- super, że wszystko się dobrze skończyło. Nie rozumiem natomiast jak można zgubić dziecko, w sklepie, na plaży czy w innym tego typu miejscu. Niejednokrotnie widywałam w sklepach, jak rodzice kompletnie nie byli zainteresowani swoimi dziećmi robiąc zakupy. Dziecko biega jak opętane po całym sklepie, a rodzice? nic nawet nie są w stanie określić w którym kierunku dziecko poszło. Koleżanka pracująca w markecie, raz 20 minut miała małą towarzyszkę, bo pomimo nawoływań z megafonu i szaukaniu rodziców po sklepie nikt się nie zgłosił. Aż w końcu natrafili na ową parę która nawet się nie zorientowała, że dziecka nie ma przy nich-no po prostu żałosne. Albo sytuacja na plaży, gdzie non stop nawołują, że przy budce ratowników nr... dziecko czeka na swoich rodziców... a rodzice? albo nie wiedzą że dziecka nie ma, albo zadowoleni w barze z piwem. Za zgubienie dziecka w miejscu publicznym dałabym automatyczny nakaz kontroli pracownika opieki społecznej, przynajmniej przez pół roku. Strach pomyśleć co może się przydarzyć takiemu dziecku.

    OdpowiedzUsuń
  33. Mi się zapodziała 7 latka, przy wyjściu z plaży - i tu od razu napomknę, że bardzo mi się nie podoba komentarz o dzieciach zagubionych na plaży, czy w sklepie, bo są różne sytuacje. Ja akurat skupiłam się na latku. Moja córka po prostu nie czekając na mnie poszła znaną sobie od wczesnego dzieciństwa ścieżką nie czekając na mnie i tłum ją zasłonił. Cała akcja może ze 40 minut zanim dostałam sygnał, że czeka w domu u sąsiadów, ale uczucie nie do opisania. Coś przepotwornego.

    OdpowiedzUsuń
  34. Świetny tekst opisujący grozę, którą przeżywa chyba każda matka przynajmniej raz w życiu ;) Wart nieudostępniania na fb Dla zwiększenia bezpieczeństwa młodych-samodzielnych polecamy zegarki gps dla dzieci z naszej strony: www.smartsafe.pl :)

    OdpowiedzUsuń