Wszy są wszędzie.

poniedziałek, 13 lipca 2015
      
     Jako dziecko miałam wszy. Raz. Złapałam na centralnym. Prawdopodobnie. Wczesne lata 80 te. Wyprawa z małej mieściny do stolicy. Kilka godzin jazdy pociągiem (odległość 100 km). Odwiedziny cioci, siostry ojca, przy okazji zakupy. Jedna  z nielicznych rodzinnych wypraw, jakie pamiętam.

Jakieś 30 lat temu imprezy wyglądały nieco inaczej niż dziś. Luksusem był wyjazd do Warszawy, przejażdżka ruchomymi schodami w Domach Handlowych (chyba tak się nazywały dzisiejsze galerie handlowe), zapiekanka z pieczarkami i serem na bagietce, z mikrofali, o której mogliśmy pomarzyć, a ciotka miała od lat. Dzieci bawiły się po cichu (bez rygoru, po prostu znaliśmy swoje miejsce), wódka lała się strumieniami, kłęby dymu papierosowego były czymś naturalnym. Na jednej z takich imprez inna ciotka w stanie wskazującym na kilkudniowa imprezę, przekłuła mi uszy na ziemniaka-chirurg kilka dni później miał trochę roboty, ale to inna historia.

Wyjeżdżaliśmy do domu. Uciekł nam ostatni pociąg z Dworca Centralnego. Mieliśmy na nim spędzić noc. Dziś już nie wnikam, czemu po prostu nie wróciliśmy do ciotki lub nie pojechaliśmy zanocować do dwóch innych, które mieszkały w okolicy. Miałam jakieś 8 lat. Nudziłam się niezmiernie. Pamiętam jak dziś, jak chodzę po poczekalni, na ławkach i podłodze śpią bezdomni i podróżni. Przeglądałam rozkłady jazdy, przyglądałam się wszystkiemu, oczekiwałam na pociąg. Nie wiem dlaczego nie spałam, chyba odstraszała mnie ta podłoga. A może gdzieś przysiadłam i na chwilę zasnęłam?

Wróciłam do domu z wszami. Matka darła się na mnie, że obetnie mi włosy, bo to przecież była moja wina, że po nocy na centralnym przyjechałam z robactwem na głowie.  Darła się na mnie również, jak wymiotowałam podczas jazdy przez chorobę lokomocyjną. Darła się zawsze, darła i wyczesywała.... Pamiętam zielony ręcznik kąpielowy na włosach, które wymazane były jakimś preparatem na wszy. Pozbyła się ich całkowicie chyba po dwóch tygodniach. Nikt inny ode mnie nie załapał. Dała radę pomimo braku bieżącej wody (wtedy jeszcze wynajmowaliśmy klitkę, gdzie sraczyk był na końcu podwórka, a woda w studni). Można się pozbyć wszy w każdych warunkach.

Dlaczego dziś wracam do tamtego czasu? Nie z sentymentu. Wszy można złapać wszędzie. Jadąc jakimkolwiek środkiem komunikacji, w szatni, gdziekolwiek.Wczoraj średnia pojechała na kolonie. Spać nie mogę na samą myśl, że mogłaby przywlec to robactwo do domu.

10 komentarze

  1. Też kiedyś miałam. Załapałam w przedszkolu. Przeniosły się na moje 2 siostry i wszystkie siedziałyśmy z turbanem na głowie i reklamówką z czymś z apteki zielonym na wszy. Pamiętam jak dziś. Teraz jak o tym czytam swędzi mnie głowa :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W przedszkolu córki były, ale na szczęście nie złapała , bo chyba przy jej długich włosach bym się zapłakała......ale i tak zapobiegawczo kupiłam w aptece takie psikotko za 10zł o zapachu moooocno cytrynowym :)

    OdpowiedzUsuń
  3. na szczęście mnie nie dopadły nigdy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja - całe życie długowłosa - przywoziłam z każdych kolonii, z basenu a i w tramwaju zdarzyło mi się "nabyć". Po kilkumiesięcznej walce z wszami u syna, który w tzw. międzyczasie zdecydował się za moją namową zmienić fryzurę z "na jaskiniowca" na taką normalną chłopięcą, mocno krótką stwierdzilam dwie rzeczy: 1) wszy mają się świetnie i mnożą się jak szalone, jeśli w walce nie współpracuje szkoła i WSZYSCY rodzice - to prawda powszechna; 2) przeszukiwanie głowy i usuwanie niedobitego świństwa po zastosowaniu SORY z włosów długich uznałam za niemal przyjemność w porównaniu z tym, co się działo potem, przy krótkich - wbrew obiegowym opiniom. Gdybym tylko wcześniej wiedziała...namówiłam go na obcięcie wlosów licząc, że będzie łatwiej i szybciej, guzik prawda, skończyło się dopiero wraz z rokiem szkolnym.

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj w podstawówce też raz miałam - w sumie to cała klasa miała od jednej osoby! Ale każdy wtedy radził sobie jak mógł, mama też czymś mnie wysmarowywała i ręcznik na głowie nosić musiałam, no i ten pieruński grzebyczek, którym usuwała te gnigy i jaja. Ehhh.... dobrze, że to było raz, dawno i nie prawda! No i że moje dzieci jeszcze nie załapały tego - oby nie załapały nigdy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja pamiętam, że kiedyś ze szkoły przyniosłam to paskudztwo. Nie wspominam tego zbyt drastycznie. Z tego co wiem, to teraz te preparaty antywszowe nawet ładnie pachną ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Złapać żywe wszy to trzeba mieć wybitnego pecha. Jesteś pewna, że wcześniej nie miałaś gnid? Wszawica się tak najczęściej objawia, wystarczy że koleżanka miała z wyjazdu. Mogłaś złapać u wujka w czystej pościeli, i tak bywa. Mam to szczęście, że przez moją podstawówkę (i wyjazdy kolonijne) wszawica zbierała ogromny plon, a że była już na to ładna chemia, to niczego nie trzeba było wyczesywać, czy się wstydzić, ot śmierdziały nam przez jakiś czas głowy tym paskudztwem i tyle. Jak się ma świadomość, że dzieci zarażają się 10x częściej od dorosłych, bo są czystsze, i to właśnie te czystsze dzieci są bardziej narażone, bo gnidy uwielbiają młodą czystą skórę - to człowiek się mniej stresuje. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. złapałam wszy jadąc pociągiem :/ w domu szybko zorientowałam się, że coś jest nie tak :/ udałam się do apteki a tam poleciła mi farmaceutka specyfik hedrin raz, ktory na szczescie działa juz po jednej aplikacji

    OdpowiedzUsuń
  9. U corki w przedszkolu pojawila sie raz, faktycznie do przyjemności to nie należy, ale reakcja dyrekcji byla natychmiastowa i przedszkole przeszlo solidne czyszczenie, a rodzice zostali obdarowani ulotkami jak postepowac, ja tez uzywalam hedrinu, ale ze szybko dziala to jedni, najważniejsze to, ze jest bezpieczny dla dzieci, to nie chemia, tylko oleje sylikonowe ktore oblepiaja wszy duszac je.

    OdpowiedzUsuń
  10. Na wszy najlepszymi środkami są te, które działają w sposób mechaniczny a nie chemiczny np hedrin raz zawierajacy dimetikon, ktory oblepiajac wszy dusi je.

    OdpowiedzUsuń