Jako społeczeństwo doszliśmy do przekroczenia cienkiej granicy pomiędzy motywacją a presją. Przekłada się to na każdy etap życia oraz sektor życia prywatnego i zawodowego. Wmawianie od dziecka, że możemy wszystko, powinniśmy się mocniej starać, dotarło do momentu, w którym na etapie życia płodowego, rodzice szukają najlepszego w okolicy żłobka, by ich na pewno zdolne dziecko, miało dobry start oraz solidne podstawy, by dostać się do najlepszego przedszkola, co w przyszłości gwarantuje kolejne najlepsze szkoły oraz sukces zawodowy. Presja jest tak ogromna, że nie ma czasu na nic poza planowaniem i pilnowaniem terminów. Życie schodzi na dalszy plan, kiedy najważniejsze stają się cele.
Zamiast dobrej relacji, miłości i wspólnego czasu, kolejne zajęcia dodatkowe i wyrzuty, że rodzice żyły sobie wypruwają, a latorośl tego nie docenia. Gdzie podziały się wycieczki rowerowe, pikniki czy granie w piłkę? Wszytko, ma być produktywne, rozwijające, kształtujące przyszłego korposzczura, który niczym mały trybik napędza machinę parcia na sukces. W przypadku, kiedy jest zachowana równowaga pomiędzy motywacją a drobnymi sukcesami, życie może być nawet przyjemne. Jednak mamy skłonności do przesadzania. Zawsze więcej, bardziej, wydajniej.
Rodzice mają potrzebę pochwalenia się dzieckiem, obarczając je tym samym swoimi niespełnionymi ambicjami. Nieważne, że pociecha ma własne zainteresowania, rodzice wiedzą lepiej, co jest dla niej/niego dobre, inwestując w te konkretne zajęcia dodatkowe, w przyszłości wypominając stracony czas i pieniądze. Granica zatarła się znacznie wcześniej.
Najpierw para oceniana jest za zawarcie lub brak związku małżeńskiego. Dobre rady wylewające się niczym pomyje, głęboko się zakorzeniają. Niedługo potem następuje komentowanie oraz ocenianie przez postronne osoby potomstwa lub jego braku. Wtrącanie się w każdy etap życia i wychowania potęguje frustrację i podkopuje poczucie własnej wartości. Wpajanie od dziecka talentu grozi nie tylko frustracją, ale również depresją i próbami samobójczymi. Ciągła presja najbliższych, wygórowane oczekiwania i brak obiektywizmu, skazują społeczeństwo od najmłodszych lat na cierpienie w samotności i w najlepszym wypadku wieloletnie terapie.
Przeciętność traktowana jest niczym piętno. Jak to przeciętne? Moje dziecko jest nadzwyczajne! Moment pogodzenia się z faktem, że w domu nie ma się geniusza, że samemu nie jest się cyborgiem, a człowiekiem, może spowodować przełom. W latach 80-90 nie wszystkie dzieci występowały na scenie ku uciesze rodziców, nie wszystkie korzystały z zajęć dodatkowych ani nie przynosiły sztucznie pompowanych medali i dyplomów. Nie były to idealne czasy, błędów wychowawczych było równie wiele, co obecnie. Jednak kiedy ktoś miał talent, to był faktycznie podziwiany, dziś mam wrażenie, że podziwiany jest ten, kto ma pieniądze, by talent kupić. Dodatkowo na barki nauczycieli składany jest ciężar zadowolenia wszystkich.
Z coraz ciężysz sercem, obserwuję ewolucję trendów w wychowywaniu dzieci. Od 25 lat, kiedy to po raz pierwszy zostałam mamą, zmieniło się wszystko. Pierwsze fascynacje ogólnodostępnymi zajęciami dodatkowymi, prześciganie się w tworzeniu nowych i zapełnianiu czasu dziecko, by to mogło wyprzedzić rówieśników. Gdzie podziała się nuda, twórczy czas na wymyślanie głupot, czy zwyczajnie nicnierobienie? Niestety przeładowane zajęciami dzieci, niosące na barkach ciężar presji rodziców, są bardziej zmęczone życiem niż nasi dziadkowie, kiedy przechodzili na emerytury. Pozwólmy dzieciom być dziećmi i cieszyć się dzieciństwem. Ze zdrowo kontrolowanym narzucaniem zajęć oraz z czasem wolnym. Nie każdy jest geniuszem, a zdrowie psychiczne jest więcej warte niż ocena w dzienniku. Pozwólmy dzieciom na przeciętność, wspierajmy, a same rozwiną skrzydła.
1 komentarze
Święte słowa, najważniejsze jest być szczęśliwym a nie utalentowanym, zwłaszcza sztucznie, jak starzy tego chcą.
OdpowiedzUsuń