Ten dzień nie zapowiadał się inaczej od pozostałych letnich dni. Poranne słońce budziło nas nieco za wcześnie, śniadanie było leniwe i bardziej rodzinne niż poza sezonem. Dziś wszyscy są w domu. Gaba zadzwoniła do koleżanki. Spotkały się, pobawiły dysko piłkami i pojechały na rowery. Oczywiście moje czarnowidzwto się sprawdziło. Nie chciałam, żeby jechała przez główną ulicę. Kilka minut po jej wyjeździe Marcin dostał telefon, żeby przyjechać, bo Gaba się wywróciła. Milion myśli, koszmarnych niczym gradowe chmury. Wskoczył w auto i pojechał. Po drodze stan przedzawałowy, bo skoro telefon, to nie wiadomo, jak jest kiepsko...
Gaba jest od najmłodszych lat uczona jazy w kasku. Jako jedna z nielicznych we wsi ma chronioną kaskiem głowę podczas jazdy na rowerze. Jako jedyna w okolicy jeździ w klasku i ochraniaczach na rolkach. Kiedy spytałam nauczyciela o grupy rolkarzy dlaczego nikt poza Gabą nie jeździ w kasku dostałam ciekawa odpowiedź: "rolki to i tak duży wydatek dla rodziców". Rok temu na koniec wakacji syn połamał się na deskorolce. Operacyjnie składany obojczyk, połamane żebra, mostek... Do dziś ma śruby i kawałek blachy w barku. Zanim Marcin z Gabą przyjechali minęło najwyżej pięć minut, te myśli jednak zdążyły przymknąć mi przez głowę. Kask. Miała kask? Jasne, przecież zawsze ma. Dopiero o tym myślałam...
Lubisz już mnie? Polub.
Są. Wybiegam z domu w pół sekundy. Gaba płacze. Wysiada z auta. Histeryzuje, nie umie powiedzieć co ja boli. Gula w gardle. Opanowaliśmy płacz. Starta ręka, potłuczone kolano, mocno starty dół brzucha. Nadziała się na kierownicę. Delikatnie obmywamy ją z piachu. Zwolniła, żeby nie wpaść na koleżankę, która się zatrzymała. Miałki piach nie jest sprzymierzeńcem wolnej jazdy na rowerze. Upadła częściowo na ulicę, częściowo na pobocze. Akurat obok warsztatu znajomego, to on zadzwonił.
Jedziemy do lekarza. Gaba znów pochlipuje. Panikuje, czy ją coś boli? Nie można od niej nic wyciągnąć. W ciągu trzech minut od wejścia do ośrodka, jesteśmy w gabinecie lekarskim. Badanie się przedłuża. A może mi się tak tylko wydaje? Brzuch w porządku. Żebra również. Więcej strachu i nerwów niż rzeczywistych urazów. Ale po zeszłym roku, kiedy to syn spędził ponad tydzień na chirurgi. Pięć tygodni w gipsie, a rehabilitacja trwa nadal. Jestem delikatnie przewrażliwiona na urazy. Tym razem nic takiego się nie stało. Na szczęście. Strachu jednak było dużo.
Macie swoje historie z urazami podczas zabawy w tle?
Jak się skończyły? Liczę, że bez interwencji chirurga?
17 komentarze
U nas był chirurg, kiedy Kuba miał dokładnie rok - złapany palec, 4 tygodnie w szynie, nie wspominam tego niestety dobrze. ;)
OdpowiedzUsuńTak małe dziecko musiało to bardzo ciężko znieść :(
UsuńMoi też obowiązkowo w kaskach, ale czasem się rozpędzą bez i matka gania, nawołuje. Na szczęście u nas bez lekarskich przygód. Dobrze, że i Gabie się nic poważnego nie stało, uff..
OdpowiedzUsuńNo i pochwalić naszych osiedlowych rodziców muszę - wszystkie dzieci w kaskach i ochraniaczach jeżdżą.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, ale strachu było. A co do twoich dzieci, jak im wpisz, tak się nauczą na zawsze :)))
UsuńCiarki mnie przeszły porządnie jak o tym napisałaś. Dobrze, że miała kask. Ja nie rozumiem nauczyciela ani rodziców. To po co kupują rolki czy rower jak ich nie stać na ochronę. To tak jakby od razu skazać dziecko na straty :/ Trzymajcie się :*
OdpowiedzUsuńWiem, że mogło być gorzej, oboje z mężem mamy blizny po wywrotkach na rowerach.
UsuńWyobrażam sobie co czułaś...masakra, szczęście w nieszczęsciu że tak się skończyło :*
OdpowiedzUsuńZdrówka, ja rok temu roczna Eliza wzięłam na koszyczek który na przód kierownicy się zakłada, ferelnie najechał na chodniku w śrubę, przevhylilam się z rowerem, Eliza upadła głową o asfalt, pogotowie, szpital, prześwietlenie. W ubiegły piątek siostry szwagiera została potrącona na pasach jechała rowerem, krwiak, szczeka połamana, wybite 4 zęby, podbijają itd. Masz rację co to kasku!! Żałuję że człowiek nie myśli przed wypadkiem:(
OdpowiedzUsuńZdrówka, ja rok temu roczna Eliza wzięłam na koszyczek który na przód kierownicy się zakłada, ferelnie najechał na chodniku w śrubę, przevhylilam się z rowerem, Eliza upadła głową o asfalt, pogotowie, szpital, prześwietlenie. W ubiegły piątek siostry szwagiera została potrącona na pasach jechała rowerem, krwiak, szczeka połamana, wybite 4 zęby, podbijają itd. Masz rację co to kasku!! Żałuję że człowiek nie myśli przed wypadkiem:(
OdpowiedzUsuńWspółczuję, zdrówka dla siostry :(((
UsuńU nas niestety był chirurg jak Adas miał chyba 1,5 roku albo troszkę więcej. Bawił sie w domu
OdpowiedzUsuńprzy mężu. Chodził wokół ławy chwila moment upadł na kant. Mnóstwo płaczu jeszcze więcej krwi. Masakra. Do szpitala w jednym powiedzieli ze szycie ale nie maja akurat oddziału dla dzieci odesłali do Matki Polki w Łodzi. Skończyło sie na dwóch szwach, minimalnej bliźnie(jak ktos nie wie to nie zauważy) adas nie pamięta tego i na jego szczęście bo to co tak sie działo to jakiś horror!
Pierworodnego pilnowała byłą teściowa, upadł na "motylek" od kaloryfera, ma szramę na głowie, bardzo ja widać. Tak to już jest z dziećmi. Mam jej jednak za złe, że nie wzięła go do lekarza (była z nim w sąsiednim mieście u córki). Nie było szycia, dwa dni później, było za późno na szycie, duża blizna jest :(
UsuńDobrze,że tylko tak się skończyło. Buziaki dla Gaby.
OdpowiedzUsuńJa co dzień żyję w strachu, że mi się pierworodna połamie. Większość roku szaleje na stoku i to nie zjeżdżając jak przystalo na normalnych ludzi, a skacząc i fikołki w powietrzu wywijajac, taki freestyle. No i oczywiście robi to na drugim końcu świata. A jak nie jest na śniegu, to deska z kółkami pod stopami. Do grobu chce mnie wpędzić!
Ostatnio uradowana przesłała mi wiadomość: "Mamo skakałam z wodospadu". No comments ...
Podglądam ją, jak coś puścisz ;) stalowe musisz mieć nerwy. Buziaki dla ciebie i dzieciaków :* :* :* :*
UsuńU nas w niedzielę niewinna zabawa która powtarza się codziennie od maja. Sąsiedzi mają pieska i około 19:30 wychodzą z nim na podwórko aby na noc dzieci go wyhasały. Olga wyszła dosłownie na 2 minuty i po tym czasie wbiega z nią sąsiadka. Na łokciu bania - do szpitala pojechaliśmy od razu do Warszawy - moja ostatnia wizyta w Piaseczyńskim jak przeszyłam sobie kciuka trwała 5 h - więc nawet o nim nie pomyślałam. Kość ramienna złamana 3 tyg w gipsie - mam nadzieję że 12 sierpnia jej zdejmą bo 13 jedziemy nad morze.
OdpowiedzUsuńKaski sraski. Prawdopodobnie właśnie dlatego się wywróciła, bo jest uczona jazdy w kasku. Badania mówią, że ludzie od dziecka używający ochraniaczy i kasków częściej ulegają groźnym urazom czy wręcz śmierci, niż ludzie, którzy nauczeni są ostrożnej jazdy przez poważne kontuzje lat dziecięcych na podwórku. Ostatnio samochód wjechał w kobietę na DDRce, wypadł z jezdni. Zginęła na miejscu. Jechała w kasku.
OdpowiedzUsuń