Z rodzinnego gniazda wyfrunęłam bardzo młodo. Dlaczego wyfrunęłam? Nazwisko Bocian zobowiązywało. Postanowiłam wieść spokojne życie na "własnym". Szybki ślub, bo babcia narzekała, że tak na kartę rowerową nie wypada. Jeszcze ulegałam wpływom. Rok później urodziłam syna. Popełniłam wszystkie możliwe i kilka niewiarygodnych błędów wychowawczych i co gorsza chłonęłam koszmarne-dobre rady. Dziecko więc było od pierwszego dnia mimo kp, przepajane herbatką koperkową, nie noszone, nie kołysane. Spało od pierwszego dnia samo, a jakże, a ja przez rok na materacu obok łóżeczka. Rozszerzenie diety od słodkiego jabłka. Przez tydzień chodzik-mama kupiła, na szczęście jakaś iskierka świadomości zaczęła mi świtać i wyrzuciłam go. Szybkie odpieluchowanie.
Nie uległam nakazom pozbycia się czworonożnego przyjaciela. Dziecko wychowywało się z psem. Bawili się razem, przyjaźnili. Jednak żyłam w przeświadczeniu, że skoro jakimś cudem nauczyłam się gotować, to dom ma również lśnić. Latałam wciąż na szmacie, międzyczasie gotując,
a dziecięciu towarzyszył pies. W dążeniu do perfekcyjności zamiast czerpać radość z życia i z macierzyństwa, fiksowałam nad każda kruszyną, która trafiła na podłogę. Mało ci? Nie miałam pralki, przez dwa lata prałam ręcznie. Prasowanie? Owszem, wszystko, łącznie ze skarpetkami...
Po jakimś czasie zostałam sama, po kilku latach pojawił się obecny mąż. Zaplanowaliśmy dziecko. Było idealne, takie, jak sobie wymarzyłam, dopóki nie okazało się, że przez rok jedyną opcją jaką miało, był płacz. Nie, nie zwykły, niemowlęcy. Brak snu i płacz. Po roku uciekłam do pracy, dla chwili ciszy i spokoju. Dom nadal lśnił, dzieci były czyste, zadbane, ale jakieś takie samodzielne. Pieluchy szybko odeszły w zapomnienie, przedszkole w wieku dwóch lat. Poszłam do pracy dodatkowej, dom nadal lśnił, oprócz prac, doszkalałam się. Znikałam z domu, gdy tylko się dało. Jak byłam, było pranie lub sprzątanie. Dzieci gdzieś w tle.
Gdzieś po drodze pojawił się projekt: dziecko numer trzy. Jednak nieudane próby realizacji po roku zaczęły mnie frustrować. Pracowałam jeszcze więcej. Dom nadal lśnił. Dzień, w którym dowiedziałam się o upragnionej ciąży zmienił wszystko. Kilka miesięcy później moje życie uległo zwrotowi. Utrata pracy z dnia na dzień (uprzedzę pytania: tak, w naszym kraju to możliwe, tak duża znana korporacja, tak, wszystko zgodnie z prawem). Świat stanął w miejscu. By po kilku dniach załamania ruszyć z kopyta. Dom nadal lśnił. Dopiero po dwóch latach od tego czasu przystopowałam. Dom nadal wygląda schludnie, ale nie jest sterylny. Skarpetek już nie prasuję, prawie niczego nie prasuję. Buzie dzieci wracających z podwórka są nareszcie umorusane, a ja nie ganiam ich od razu do mycia. Nikomu nie muszę niczego udowadniać. Nie muszę się chwalić. Nie oceniam. I wiecie co? Jestem szczęśliwa. Polecam każdemu
Lubisz już mnie? Polub.
P.S.
Dziś na Dniu Mamy i Taty w szkole, Gaba wraz z koleżanką scenkę: rozmowę dwóch młodych mam
(jakże idealnie obrazującą wile młodych mam, mnie też... jakieś osiemnaście lat temu)
SŁOWA AUTORKI:
Niedługo Dzień Matki.Wychodząc temu naprzeciw, napisałam zabawny dialog dwóch mam ,które spotkały się w parku.Scenka świetnie się nadaje na szkolną czy przedszkolną uroczystość z okazji Dnia Matki.Mam nadzieję ,ze dostarczy Wam i Waszym dzieciom wiele radości.To taki teatr prawie prawdziwy...
SAMOCHWAŁY /aut.Jolanta Herman/ Scenografia: Park...kilka drzew,ławeczka. Alejką spacerują dwie mamy,pchają wózeczki,w wózkach śpią dziewczynki...malutkie,
w koronkowych sukieneczkach,czapeczkach, "bobaskowych’’, ze smoczkami,
na nóżkach skarpetki z koronkami. Narrator: Pewnego razu,gdzieś w parku to było, Ptaki śpiewały pięknie i słonko świeciło, Dwie mamy na spacerze w parku się spotkały, Przysiadły sobie na ławeczce i rozmawiały... O czym rozmawiały ?Wiedzieć chyba chcecie? Temat ich rozmowy dotyczył ich dzieci. /Obie mamy siadają na ławeczce,wózeczki stoją obok ,mamy raz na jakiś czas, zaglądają do wózków,coś tam poprawiają,kołyszą dzieci.../ Mama Julia : Jak cię miło spotkać Martusiu kochana, oj coś źle dziś wyglądasz...jesteś niewyspana? Mama Marta:Ależ skąd ,kochana,nic podobnego, Nie ma od Gabrysi aniołka lepszego, Wczoraj na śniadanie zjadła aż dwie bułeczki, No i kaszki też zjadła chyba pół miseczki... Mama Julia:A moja Natalka też pięknie wszystko zjada, A taka samodzielna ,aż jestem z niej rada... Mama Marta;A moja Gabrysia wczoraj zbudowala wieżę, Aż z dwudziestu kolcków... Mama Julia:Oj coś ci nie wierzę... Mama Marta : Naprawdę kochana i jeszcze na dodatek, Wycięła nożyczkami taki piękny kwiatek!! Mama Julia: A moja Natalka wczoraj malowała, Zupełnie jak artystka ,chociaż taka mała... Mama Marta:Moja też potrafi nie tylko malować... A jak umie śpiewać,jak umie tańcować... Mama Julia:A moja to zawsze taka uśmiechnięta, Że wszyscy mi mówią,że taka rozgarnięta... Mama Marta:A moja Gabrysia już lepi z plasteliny... Mama Julia:Co tam z plasteliny,moja lepi z gliny... Mama Marta: A moja już rozpoznaje niektóre literki... Mama Julia: A moja rozróżnia już nawet cyferki... Mama Marta: Gabrysia już umie opowiadać bajki, Umie recytować fragment,,Pchchły szachrajki’’ Mama Julia: A moja Natalka zna wszystkie reklamy... Gdy coś chcemy kupić to ją zawsze pytamy! Mama Marta: A moja tak pięknie bawi się z dzieciakami, Jest taka koleżeńska dzieląc się zabawkami. Mama Julia: A ja jestem zachwycona,że moja jest taka grzeczna, Wie jak trzeba się bawić ,aby zabawa była bezpieczna... Mama Marta: Kupiłam jej wczoraj nową sukieneczkę, Jadła tak ostrożnie ,by nie pobrudzić jej mleczkiem. Mama Julia: Moja samodzielnie, już w naszej łazience, Ząbki wyszczotkuje i umyje ręce. Mama Marta:Moja to na pewno wkrótce będzie czytała... Mama Julia: A moja to nawet będzie już pisała... /W rozmowie mam napięcie rośnie,mamy mówią coraz bardziej podniesionym głosem.,coraz bardziej nerwowo kołyszą wózkami,aż w końcu dzieci się budzą/ Narrator: I te mamy samochwały,tak głośno swe dzieci chwaliły, Że je śpiące w wózeczkach ,zupełnie rozbudziły... A obie dziewczynki płakały tak samo I jednakowo wrzeszczały i darły się .... Dziewczynki:/płaczą i krzyczą/ MAMO...MAMO...MAMO... |
7 komentarze
Do autorki ogromnie sie ciesze ze przystopowalas z ta perfekcyjnoscia.jako mama 4 ki to tylko zadmieje sie pid nosem.nad zenujaca rozmowa przytoczona przez ciebie .obym nie spottkala takich mamo cyborgow w swej przestrzeni zyciowej
OdpowiedzUsuńDo autorki ogromnie sie ciesze ze przystopowalas z ta perfekcyjnoscia.jako mama 4 ki to tylko zadmieje sie pid nosem.nad zenujaca rozmowa przytoczona przez ciebie .obym nie spottkala takich mamo cyborgow w swej przestrzeni zyciowej
OdpowiedzUsuńChłonęłam tą scenkę, takie zabawne, życiowe, zarazem smutne i karykaturalne w ustach dziesięciolatek z wózeczkami ;)
UsuńPerfekcjonizm to zuo. Mnie z niego wyleczył perfekcjonizm mojej mamy. Też latała na szmacie, też dom lśnił, tylko my na tym traciliśmy. O byle okruszek była awantura. Po co? Na co? Czasem wychodzę na tle innych matek na fleję, bo moje dziecko bawi się na brudnej podłodze i często je brudnymi rękami... ale przynajmniej ma fun z bycia dzieckiem. Tego chyba chcemy, prawda? :)
OdpowiedzUsuńU mnie w drugą stronę. Chciałam mieć czysto, łaknęłam ładu ;)
UsuńJa przystopowalam jak moj maź stwierdził ze dom to nie muzeum i teraz mi lepiej choc zdecydowanie mam plan odgracenia chaty. Chyba potrzebuje kolejnej przeprowadzki 😂
OdpowiedzUsuńOdgrać, będzie przestronniej in łatwiej wypoczywać.
Usuń