Kiedy znienacka spadła na mnie wiadomość o ospie Meli nie wiedziałam, jak przeorganizuję nasz harmonogram dnia codziennego. Wszystkie plany odeszły w zapomnienie, kalendarz zmienił się w pole minowe, na którym próbowałam balansować, bez większego uszczerbku. Wiedziałam, że lekko nie będzie. Dopiero teraz przekonałam się, jak wygląda praca w domu z dzieckiem, chorym dzieckiem.
Po tygodniu maksymalnego wysypu, gdy krosty były we włosach, na karku, pod kolanami, na calutkich pleckach, doszedł duszący kaszel i katar. Pojechałam do lekarza, bo zaniepokoiło mnie to. Tam po dokładnej analizie ospy, okazało się, że krostki we wnętrzu dłoni to objaw wirusa bostońskiego. Kaszel i katar to dodatkowy wirus znikąd.
Nie było fajnie. Nasłuchałam się od koleżanek o złażących paznokciach po tej chorobie. Jednak Mela nie przeszła bostonki tak ciężko. Być może dlatego, że kiedy chodziłam z nią w ciąży Gaba i Adi mieli ospę? Ze dwa miesiące temu pojawiły się na jej policzku dwie wodniste krostki i trzy na rączkach, trafiliśmy akurat na wizytę do alergologa i on spytał, czy mała nie ma ospy. Odparłam, że coś ją pogryzło, jednak po ostatniej chorobie nie jestem już taka pewna, czy to nie była ospa. Na policzku nadal są dwa ślady.
Wszelkie wirusy, które objawiają się wysypem krost bardzo osłabiają organizm. Postanowiłam Mele zostawić do końca roku w domu. Nie mogłam wyjść z podziwu, jaka jest spokojna, mądra i samowystarczalna, że daje mi pracować. Oczywiście do idealnego układu było daleko, jednak starsza dwójka w jej wieku nie dałby mi tyle luzu, zwłaszcza podczas choroby. Sielanka nie trwałą długo. Przeciągająca się przerwa świąteczna uziemiła również starszą dwójkę w domu. To była kiepska kombinacja. Zamiast mieć pomoc w starszych dzieciach miałam ciągły konflikt i trucie dupy. Ostatni miesiąc dał mi w kość. Ustalić musiałam na nowo priorytety, zażegnywać narastające konflikty.
Dziś kładę się ze świadomością, że jutro pójdą do palcówek edukacyjnych i choć na kilka godzin będę mała dom dla siebie. Oczywiście mam prace, którą wykonać muszę na trzech płaszczyznach mniej lub bardziej zawodowych, ale w porównaniu z grudniem to będzie urlop. Musiałam się podzielić moją radością. A co u ciebie? Wysyłasz potomstwo do szkoły/przedszkola?
Wielka radość składa się z małych radości, polub :)
14 komentarze
My mieliśmy bostonkę w październiku i było okropnie. Niestety córeczkę zeszły prawie wszystkie paznokcie. Dopiero teraz praktycznie jej paluszki wracają do normalności. Ja także podobnie, jak Ty po trzech tygodniach wysyłam dzieci jutro do przedszkola i żłobka. Mam nadzieję, że pochodzą z tydzień i będę mogła nadrobić zaległości...
OdpowiedzUsuń...i odpocząć :-(
Gorąco pozdrawiam :-)
Współczuję, koleżanki mi mówiły, jak ciężko, kiedy maluszkowi paznokietki schodzą :( do tego rok po bostonce jedna z nich nadal zmaga się z powikłaniami, zdrówka wam życzę, buziaki :))) :*
UsuńZarówno Bostonke jak i Ospę moja miała w pierwszej połowie 2015. Także nasza przerwa świąteczna trwała tylko 1,5 tygodnia. Mimo to odetchnęłam jak odtransportowałam małe do szkoły :D
OdpowiedzUsuńCisza w domu i brak ciągłego: "mamooo" mogą cieszyć ;)
UsuńNo własnie moja córka ten tydzień zostaje jeszcze w domu, bo jej ospa pojawiła się tydzień temu....Tak jak napisałaś obniża ona odporność, z przy mrozie -15 jakoś nie miałam sumienia wysłąc jej do szkoły :)
OdpowiedzUsuńJa miałam ;) Miesiąc w domu to długo, sama prosiła o pójście do przedszkola, a przy jej alergii na pleśnie i grzyby mróz jest zbawienny :)))
UsuńFakt, ten mróz wreszcie może cos poradzi na te zarazki :)
UsuńNie ma nic gorszego, niż chore dziecko w domu. Same wiemy, jakie potrafimy być upierdliwe :D
OdpowiedzUsuńooo super, własnie się dowiedziałam ze moja córa z ospa miała bostonke :D A myślałam, że to po ospie normalne ze paznokcie schodza, mojej córci zeszły prawie 2 u raczki i jeden z duzego palca u nogi, a miala na stopach i wewnatrz dloni czerwone plamki, jednak w UK nikt tego nie ziagnozował jako bosktonki. Dzieki Ci za wpis :)
OdpowiedzUsuńMoja córa to oaza odporności, nawet ospą się nie zaraziła gdy panowała u niej w przedszkolu i u nas na osiedlu, także o bostonce wiem tyle, ile przeczytałam na blogach. Mam za co dziękować, bo Melania do przedszkola chodzi regularnie a ja wyrabiam ze wszystkim. Gdy pomyślę o tym co działo się w wakacje... Ech, dzięki za przedszkole ;)
OdpowiedzUsuńnie znam tego uczucia - w sensie radości, że dzieci idą do szkół :P a co do chorób - Polka póki co zdrowa...zobaczymy jak dalej.
OdpowiedzUsuńJasne że wysyłam inaczej bym oszalała.
OdpowiedzUsuńoczywiście, że Młoda już od poniedziałku wróciła do budy, Młodego jakoś nigdzie jeszcze przyjąć nie chcą.. po przerwie świątecznej, a właściwie świątecznym chorowaniu, kiedy to OBOJE byli chorzy, gorączkujący, jęczący i marudni do granic, rozchorowałam się ja.. któż inny został tak chojnie obsmarkany i obkichany? ;P
OdpowiedzUsuńTaak, nikt tak nie przyjmuje smarków i kichów nikt matka ;)
Usuń