Ten łkiend zaczął się w piątek. Nie mogło zabraknąć tradycyjnej polskiej kiełbasy z ogniska praz pajd chleba ze smalcem, zagryzanych kiszonym ogórkiem. Może szału z temperaturą nie było (jest marzec), ale dostaliśmy całe góry kocy, gdybyśmy chcieli przy ognisku spędzić noc i dziwi mnie to, że ci sprytni, którzy nie wzięli dzieci ze sobą nie skorzystali z tego.
Wracając do dzieci. Sobotni poranek zaczynasz o 5.20-kto by chciał tracić czas na sen, skoro można już przed siódmą wyruszyć na spacer. Omijając końskie łajno (w końcu spacerujesz przy stadninie) szukasz okiem punktu zaczepienia. odnajdujesz go przy stawach i budkach lęgowych. Zaledwie o 7,45 witasz się z osiołkami i kózkami. Po ósmej znajdujesz zawilce.
Śniadanie nie jest dla ciebie wielką niewiadomą, po której dostaniesz rozwolnienia, bo nasz polskie nam nie szkodzi. Jednakże z natury jesteś pazerny i jadasz oczami, widzisz szwedzki stół i dostając małpiego rozumu zgarniasz wszystko po kolei. Zajadasz się wędzoną ryba, popijasz jogurtem, sokiem z kiwi i pietruszki, dobijasz kawą, jajecznicą, rogalikami. Na odchodne pakujesz w pudełko ser i szynkę, bo leżą.
Wciągasz powietrze-zapach wsi, nawet jeśli jesteś burakiem z miasta, końskie gówno jest ci miłe, tu i teraz jesteś związany z wsią. Cisza, spokój, leniwy dzień. Planujesz biegać, jeździć konno, zwiedzić pobliski las jednak wizja obiadu jest tak bliska, że już przed południem lądujesz ze szklaneczką piwa przy stoliku.
Obiad stanowi najważniejszy punkty programu. jedzenie naszym dobrem narodowym. Polak głodny-polak zły. jednak mimo obfitych porcji czujesz niedosyt. A tak. To nie miał być łikend lenistwa tylko aktywnego wypoczynku. Biegniesz szybko po piwo, Tak lepiej.
Słońce grzeje nieco słabiej, popołudnie to dobry czas na przejażdżkę, ty jednak czujesz się tylko na siłach, by objechać teren wycieczkowym wozem. Nie straszne ci wiatry i deszcze, masz kurtkę z kapturem. maksymalnie wypiżdżony wracasz, czekasz kolacji i piwa przy kominku. Drugi dzień wypoczynku mija bez deszczu, jak żyć?
Nie da się wrócić do domu pełnym radości, to tkwi w narodzie, musisz narzekać. Koło północy dojadasz szynkę i ser zwinięte ze śniadania, dostajesz staczki. Budzisz się w niedzielny poranek o szóstej. Będzie padać, na mazurach zawsze pada.
9 komentarze
Jeszcze nigdy nie byłam na mazurach, chyba pora to zmienić.
OdpowiedzUsuńJa dopiero myślę nad rodzinnymi wakacjami w tym roku.
_____________
Pozdrawiam
MARCELKA FASHION and LIFESTYLE BLOG
♡♥♡♥
Nawiązując do tytułu, zapewne dlatego bo nie byłaś nigdy w Dubaju.
OdpowiedzUsuńNie, nie byłam, ale tytuł nawiązuje do wczorajszego skeczu sytuacyjnego, który na pewno wypłynie.
UsuńNie, nie byłam, ale tytuł nawiązuje do wczorajszego skeczu sytuacyjnego, który na pewno wypłynie.
UsuńA ja tam lubię Mazury :-).
OdpowiedzUsuńnie padało :) Jak już wspominałam na FB - nas zawsze omija :) I chyba szczęściara ze mnie bo ja mam to na co dzień... Do Galin zaledwie kilka kilometrów więc tam bywamy, a wkoło mnóstwo pięknych terenów :)
OdpowiedzUsuńMam przemiłe wspomnienia z Mazur :)) a wolę Mazury niż Dubaj, choćby ze względu na język, pozywienie itp ... Polska jest taka piękna. Pozdrawiam Magdalena
OdpowiedzUsuńPiękna, jak jeździmy zawsze zastanawiamy się po "co szukać gdzieś daleko, tego, co jest bardzo blisko"?
UsuńNa Mazurach byłyśmy tylko raz, jednak z chęcią byśmy to nadrobiły.
OdpowiedzUsuń