Gdy zostałam mamą miałam 19lat. "Dobre rady" rodziny i otoczenia zapędzały mnie w kozi róg.
"Nie noś, bo go przyzwyczaisz" , "nie bujaj, bo będziesz wciąż bujać", "daj wody do picia, bo upał"-był na piersi. Starałam się, jak umiałam. Z perspektywy czasy widzę, ze popełniłam wszystkie możliwe błędy, przede wszystkim zabijałam instynkt stosując się do tych rad.
Młoda, zbuntowana i w wieku 23lat w trakcie rozwodu. Moje życie było mocno skomplikowane, w tym wszystkim był czteroletni syn. Nagle zrozumiałam, że wciąż uciekam: z domu, w którym nie było spokoju, od męża, który okazał się być skończonym dupkiem, od miejsc, z których jest zbyt dużo bolesnych wspomnień.
Zatoczyłam koło, wróciłam do rodzinnego miasteczka. Tam też nie było lekko. Wynajmowałam domek. By nie siedzieć w kieszeni mopsu imałam się różnych zajęć: opieka nad przeszło 80latką, chorą na alzhimera, promocje w hurtowniach i sklepach (tak wstawałam o 3rano, żeby pojechać do hurtowni z wędlinami, a potem przejść na sklep i do 18tej tam stać z tacą). Nie było lekko, ale na życie starczało (większość z was wie, że alimenty to mam na papierze, ale nigdy nie dostawałam).
Nadszedł czas kryzysu, promocje się wyczerpały, starsza pani zmarła... Mieszkałam pod lasem. Lato. Jagody. Tego lata było wyjątkowo sucho. Kleszcze były dorodniejsze od jagód. Zbieranie ich było koszmarem. Poszliśmy (wtedy już sześcioletnim) synem ze dwoma litrowymi słoikami, by nazbierać, sprzedać, kupić coś do jedzenia. (nie było jeszcze tak dramatycznie, jak w czasach mieszkania na śląsku, gdzie w najczarniejszym momencie miałam na spółkę z dzieckiem ćwiartkę chleba raz na trzy dni-dobrze, że z poprzedniego roku zostało słoików dżemu i jakiś makaron z lepszych czasów). Wiedziałam czym jest oszczędność i praca. Nie doiłam kasy, od mamy, która sama w nią nie opływała, staram się radzić sobie.
To był upalny dzień, gdy szliśmy do tego lasu. Mały miał obiecanego lizaka za pomoc w zbieraniu. maleńkie, wysuszone słońcem jagody nie współpracowały. Po dłuższym czasie zbierania Adi znudził się, stanął i wysypał swoje pół słoika na drogę. Dałam mu w twarz, pierwszy i ostatni raz.... Tego samego lata wyjechałam do Warszawy, za pracą.
Za kilka dni syn będzie pełnoletni. Minęło 13lat od tego czasu, nadal pamiętam jego spojrzenie. Nie zapłakał, spytał tylko: "za co?"
Podobny artykuł
48 komentarze
Popłakałam się... :(
OdpowiedzUsuńteż mi się kilka razy zdarzyło gwałtownie zareagować. po czasie dopiero docierało do mnie,że to nie jest wina dziecka, a moja. dziecko nie musi robić wielu rzeczy,to my często wymagamy od nich czegoś na wyrost ich możliwości
OdpowiedzUsuńPopłakałam się...myśle, ze wiele z nas ma taką "drzazgę", która siedzi głeboko... :(
OdpowiedzUsuńPowiem tylko,że mam tak samo. Pozdrawiam.
UsuńPowiem tylko,że mam tak samo. Pozdrawiam.
UsuńJestesmy tylko ludzmi, nie maszynami, mamy prawo do impulsywności , popełniania błędów.Nie ma ludzi kryształowych bez skazy . Nie biję mam 4 dzieci w tym dwoje niepełnosprawnych . Za nim dostałam diagnozę o starszej córce ma ( ZA ) zanim w ogóle dotarło do mnie ze cos z nia jest nie tak dostala ode mnie klapsa w tyłek tylko jeden jedyny raz !! Ale jej oczy mówiły wszystko . Bardzo mnie to uderzyło , miałam okropne wyrzuty sumienia . Ona miała w tedy tylko 7 lat Rok temu została zdiagnozowana i w tedy gdy wyszłam z gabinetu stanęła mi przed oczami tamta scena kiedy ją uderzyłam, załamałam się , zapłakałam gorzkimi łzami bo zrozumiałam w tedy w końcu ze to ta cholerna choroba steruje dzieckiem a ja ? A ja się po prostu poddałam, stałam się slaba . Od tego momętu pomimo że czasem naprawdę mam ochote całej mojej 4 spuścić manto ( o ja wyrodna :p) nigdy nie podnoszę na nich reki . Nigdy !! Nie jesteś sama :) Pozdrawiam Sylwia
OdpowiedzUsuńZA-znaczy się Zespół Angelmana?bo mój starszy synek ma tą chorobę... I powiem szczerze,ciężko jest utrzymać nerwy na wodzy :-( desperacja matki w działaniach,które mają dziecko usprawnić+niechęć dziecka do współpracy w terapii=mieszanka wybuchowa :-( Ale ja chociaż zdaję sobie sprawę z tego,że źle robię,jak na niego nakrzyczę albo pacnę go w rękę,czy nogę,kiedy mnie kopie albo bije,a moja mama potrafi się na niego wydrzeć niezgorzej,ale nieustannie twierdzi,że ona może,bo ona na niego krzyczy "w słusznej sprawie"... i taki argument ma niby trafić do 3,5 letniego dziecka,w dodatku niepełnosprawnego...ot, przekonania starszego pokolenia-w końcu w dawnych czasach kary cielesne były standardem,nie mówiąc już o krzyczeniu na dzieci :-(
Usuńa nie Zespół Aspergera???
UsuńZA - Zespół Aspergera
Usuńach, życie jest cieżkie....każdy ma jakies coś, o którym będzie pamiętał całę życie!
OdpowiedzUsuńNiestety czasem tak wiele na człowieka się zwali, że z czymś sobie nie poradzi. Czasem z emocjami. Wzruszyłaś mnie mocno. Kiedyś jako nastolatka dostałam od mamy w twarz, z perspektywy czasu wiem, że zapracowałam sobie na to i się jej nie dziwię. Jednak po dziś dzień pamiętam co wtedy czułam.
OdpowiedzUsuńNie ma matek idealnych. A jeśli są to chyba nie wychowują samodzielnie swojego dziecka (nianie lub tysiąc niań-perfekcyjne tv mamy). Ale fakt: dziecko oczy cierpliwości, pokory i miłości.
OdpowiedzUsuńKażdy ma chwilę słabości, a z nich zazwyczaj dumni nie jesteśmy. Są takie momenty kiedy i ja nie panuję nad emocjami i jakbym złapała Nadkę to dostałaby niezłe lanie. Doskonale Cie rozumiem. Wiem jak ciężko potrafi być w życiu. :*
OdpowiedzUsuńJednak zawsze najważniejsze jest umieć przyznać się do błędu, choć łatwo nie jest :)
Kurcze, naprawdę ciężko powstrzymać łzy. Podziwiam Cię za szczerość i odwagę, że przyznałaś się do tego, ale też za to, że przetrwałaś ten zapewne najgorszy w Twoim życiu okres i jesteś teraz tu gdzie jesteś.
OdpowiedzUsuńPoryczałam się... myślę że każdy ma coś takie. Ja pamiętam jak Szymek miał kolki wył całymi dniami, nosiłam go na rękach i niemal padałam na pysk. Ważył dużo bo urodził się prawie 5kilowy. Po paru godzinach normalnie rzuciłam nim do łóżka. Całe szczęście nie o ścianę :)
OdpowiedzUsuńTrzęsą mną takie wyznania. Rzucić dzieckiem?! Do łóżka?! Dobrze ze nie o ścianę?!
UsuńPrzepraszam, ale albo słusznie nie widzę w tym nic normalnego, albo zwyczajnie straciłam na starość poczucie humoru :/
Beata, wiem, że nigdy więcej tego nie zrobisz, nie ty.
UsuńKto nigdy nie uderzył swojego dziecka, niech pierwszy rzuci kamieniem. To nie będę ja.
OdpowiedzUsuńMoja mama. Nigdy mnie nie uderzyła.
UsuńJa. Nigdy. Żadnego.
UsuńMnie w sumie nikt w domu nie bił. Dostałam kilka razy, dwa-trzy przez całe życie. jednak wychowałam się z alkoholikiem, to skutecznie zrujnowało mi dzieciństwo oraz okres dorastania. Mama była tak podporządkowana i zastraszona, ze jeszcze milka lat po rozwodzie na trzaśnięcie drzwiczkami od szafki odskakiwała i kuliła się w kącie. Ojciec ją lał, gdy podrosłam broniłam jej. pamiętam dzień, w którym ojciec uderzył jej głową o ścianę, aż na skroni wyskoczył gigantyczny, pulsujący guz, to, ze jej wtedy nie zabił było jakimś cudem. Zazdrościłam wszystkim wokoło rodzin. Większa część liceum pomieszkiwałam u koleżanki w domu się nie dało...
UsuńJa. Nigdy.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie jesteśmy tylko ludźmi, a AŻ ludźmi i po to mamy największe mózgi, żeby MYŚLEC. Dlatego to zachowanie nie jest normalne i nic go nie usprawiedliwia. Radzę sie wybrać do psychologa jeśli masz problemy z samokontrolą i zdarzyło sie to nie raz i w stosunku nie do jednej osoby, że załatwiasz sprawy przemocą. A klaps to jest duże halo.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJa na szczęście nie mam takich odruchów. Nie byłam bita w dzieciństwie, ani karana (żadne stanie w kącie i inne upokarzające pomysły dręczenia dzieci z wychowywaniem nie mające nic wspólnego). Nie bijcie swoich dzieci, one dwa razy pomyślą, zanim w ogóle przyjdzie im do głowy, by uderzyć kogokolwiek za cokolwiek. Serio.
OdpowiedzUsuńWiesz, cieszę się, że ja naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego w tym momencie uderzyłaś go w twarz zamiast zakrzyknąć sakramentalne "o kurwa" i je pozbierać. Nie oceniam Cię, po prostu ten mechanizm jest dla mnie niepojęty. Dziecko robi coś, a potem robi coś innego, rodzic je zaczyna bić. Przecież dana sytuacja nie ma cienia logiki.
Dokładnie tak. I żadna sytuacja nie jest w stanie usprawiedliwiać bicia dziecka. Ani warunki bytowe, ani humorki, ani zmęczenie. Nic!
UsuńTeż raz dostałam w twarz. Nie od mamy, a od ojca. Niesprawiedliwie i niesłusznie. Mimo ze mialam bardzo szczęśliwe dzieciństwo, to zdarzenie mialo miejsce tylko raz, nigdy wiecej nie zostałam uderzona to pamietam to doskonale. Ten ból i płacz. Minęło z 18 lat, a ja jestem w stanie ze szczegółami opisac wszystko. Tak bardzo zapadło mi to w pamięć. Nie jestem za bezstresowym wychowaniem, moje dziecko tez na pewno klapa w tylek dostanie jak zasłuży, ale nigdy nie w twarz. Normalnie pewnie bym napisala "spoko, czlowiek jest tylko człowiekiem i moze popelniac błędy i miec chwile słabości". Ale sama to przeżyłam, wiem jak się czuje dziecko i nigdy nie zafunduje tego swojemu potomstwu.
OdpowiedzUsuńKlaps w tyłek to to samo co klaps w twarz. Niczym sie nie różni. To i to jest użyciem przemocy.
UsuńJa widzę różnicę między uderzeniem dziecka z całej siły w twarz, a daniem lekkiego klapsa w tyłek. I to całkiem sporą różnicę.
UsuńNie ma zadnej roznicy. W obu sytuacjach upokarzasz dziecko dajac wyraz wlasnej niemocy i bezsilnosci. Tyle.
UsuńPopłakałam się ze wzruszenia, tak to szczerze napisałaś, ciężkie miałaś to zycie. :( Po "pysku" otrzymałam kilka razy od mamy, lekko ale wiem za co, za pyskowanie. Nie mam o to żalu, choć wtedy bylam zbuntowana. Obdzieliłam kiedyś tez swoje córki i ja no cóż, podobne charakterki. Też pamiętam ten wzrok i jest mi bardzo przykro, nie polecam nikomu ale tez rozumiem doskonale. :*
OdpowiedzUsuńZ całym szacunkiem, ale odbieram ten post jako przyzwolenie na 'ten jeden raz', który da sie usprawiedliwić, bo jesteśmy tylko ludźmi i każdemu moze sie zdarzyć. Ludzie, opanujcie się! Bicia dzieci nie da sie usprawiedliwić. Ani jednego uderzenia, ani każdego następnego 'zdarzenia' jak to tu bagatelizujecie, wyznając tłumami ze sie to każdemu zdarza. Nie zdarza sie, nie każdemu i nie jest to normalne!
OdpowiedzUsuńJoasiu, nie szukam usprawiedliwienia, tym bardziej poklasku. Jestem DDA, DDD teoretycznie powinnam pójść w ślady rodziców i stworzyć dysfunkcyjna rodzinę. Uciekłam od takiej. Nie mając wzorca, starałam się stworzyć coś z czym sama sobie nie radziłam. pracowałam nad sobą, nadal pracuje, choć nie jest mi łatwo mając zakodowane w pamięci mechanizmy obronne sprzed lat. Post miał być raczej apelem, żeby nie skazywać młodych rodziców na niepowodzenie. dałam sobie radę z emocjami, wyszłam na prostą, w dużej mierze dzięki obecnemu mężowi, z którym jestem od 11lat w związku.
UsuńBożena, rozumiem Twoją trudną sytuację i cieszę sie, że udało Ci się wreszcie ułożyć sobie życie, ale z tekstu nie wyczytuję żadnego apelu, bo niby do kogo? Do kogo apelem ma być tekst pt. 'Dalam dziecku w twarz', z którego nie wynika, że autor żałuje, autor nie pisze, że tak nie powinno sie robić i że to złe, a daje do zrozumienia, że pewne sytuacje życiowe mogą usprawiedliwiać 'ten jeden raz'. A nie mogą!
OdpowiedzUsuńTen post jest bardzo smutny, ale najbardziej przez historie chłopca. Małego chłopca, który jest tylko dodatkiem do tej historii i który dostaje z liścia od swojej mamy. Od mamy, która ma mu zawsze zapewnić poczucie bezpieczeństwo a narusza je.
Bardzo współczuję Twojemu synowi, który wtedy był malutkim, sześcioletnim synkiem i nie był niczemu winien a dostał. Dostał w twarz.
Dziwi mnie masa wzruszeń pod tym postem. Pod postem o uderzonym dziecku. Jedyna sytuacja, w której ten post mógłby się wydawać wzruszajacy, to ta w której byśmy mogli w tytule przeczytać NIE DAŁAM DZIECKU W TWARZ. O pokazaniu, że mimo trudności życiowych można nadal szanować swoje dziecko i nie stosować przemocy niezależnie od czegokolwiek. W obecnym kształcie post jest tragiczny :(
Nie mogę napisać NIE DAŁAM, bo dałam, czas dokonany. Z komentarzy wynika,z e nie tylko ja miałam trudny start, ale to akurat rozumieją tylko ci, co mieli pod górkę w życiu.
UsuńZgadzam się. Też mam ojca alkoholika,a matkę znerwicowaną. Nie pamiętam,żeby mnie uderzyła(ojciec nigdy się nie odważył,no w zasadzie to raz się zamierzyl,ale prawie go nabilam wtedy na widelec,więc odpuścił sobie zadzieranie ze mną),ale "razy" słowne od matki były na porządku dziennym i w zasadzie do tej pory często zdarza się mi "oberwac"...A wzorce niestety wynosimy z domu :-( Ja też krzyczę na swoje dzieci,a zwłaszcza na starsze. Staram się pilnować,Ale czasem nie daję rady. I dlatego Autorce współczuję,bo czuła się wtedy zapewne tak,jak ja po każdym moim wybuchu :-( Nie popieram tego,co zrobiła,Ale ją rozumiem.A na marginesie-czasami wolałabym dostać w pysk niż usłyszeć od matki to,co nieraz jej się zdarzyło do mnie wykrzyczeć w nerwach,serio. I niech się tu nikt nie doszukuje stwierdzenia,że wg mnie lepiej dziecko bić niż na nie krzyczeć.jedno i drugie jest złe,jedno i drugie to przemoc i nie uważam,aby to było normalne,Ale czasem zadzieje się coś takiego,że człowiek po prostu "pęknie" i nie da się tego potem cofnąć. Można się tylko kajać i z całych sił starać się być lepszym rodzicem niż w tamtym momencie
UsuńChyba jednak nie rozumiesz sytuacji. I dziwne, że apelu nie wyczytujesz - nie wszystko musi być WOŁAMI napisane, żeby było apelem, żeby wstrząsnęło.
UsuńJa od mamy w twarz dostałam raz. Mimo, że w domu źle nie było, patologii brak, nadmiaru alkoholu takoż. Pamiętam tylko sam fakt, gdzie to było, nie pamiętam za co, "piętna" to na mnie nie wypaliło, żyję i mam się dobrze. Teraz, jak mam dziecko rozumiem jak ciężko jest czasem nad sobą zapanować. I choć sama nigdy młodej nie uderzyłam - rozumiem ideę tego tekstu.
Ale się poryczałam.... Nerwy, bezsilność, zmęczenia, chyba bardziej to uderzenia zabolało Ciebie i zapadło w pamięci niż synowi. Patrząc na to z perspektywy czasu jak na tamte czasy i twoje zdolności finansowe radziłaś sobie jak mogłaś, nie kradłaś, nie żebrałaś nie porzuciłaś w tych najgorszych momentach dziecka. Uderzyć nie powinnaś, ale domyślam się, że to były emocje, ten moment w którym one biorą górę i robimy coś odruchowo nie myśląc. Pewnie teraz już się pilnujesz :-) ( jeśli chodzi o dzieci :-P )
OdpowiedzUsuńRównież jestem DDA. Mimo, że ja nigdy od Ojca nie dostałam, moja mama obrywała regularnie starając sie by to ona zbierała zamiast nas. Miała nas troje często było tak jak u Ciebie, szczególnie kiedy zakład w którym pracowała ogłosił upadłość w trakcie urlopu macierzyńskiego. Rok czasu miała zasiłek potem została bez środków do życia z trójką dzieci i pijakiem który właśnie w tym momencie został dyscyplinarnie zwolniony z pracy bez prawa do zasiłku właśnie za picie. Oberwałam od matki w twarz. Pamiętam tylko, że komuś coś powiedziałam, nie pamiętam ani komu ani co, ale coś mało chlubnego. Dostałam najpierw z jednej strony potem z drugiej. Mimo, że wtedy byłam na nią zła za to co zrobiła. Patrząc z perspektywy ją rozumiem i co najważniejsze NIE MAM DO NIEJ ŻALU. Nerwica, ojciec i my nie zawsze robiący to co prosiła... Mi też się zdarza strzelić klapsa w tyłek. I mimo, że potem ją przepraszam zdarza się że tak mnie wyprowadzi swoim buntem z równowagi, że nie panuje nad sobą i strzelę raz jeszcze. Jesteśmy tylko ludźmi. Mama mi opowiadała jak od nauczyciela obrywała drewnianą linijką i jakoś żyli. Większości cięgów jakie zbierałam nie pamiętam. Wiem, że nigdy za darmo nie dostałam. I wiem że mimo to nigdy nie czułam się przez mamę nie kochana. Wręcz przeciwnie zawsze starała się nam wynagrodzić to jakiego mieliśmy ojca. Wiem że też nie jestem idealną matką. I Ty też nią nie jesteś. Ale nie ma ludzi idealnych. Nie obwiniaj się za to że życie dało Ci po dupie. To nie Twoja wina że miałaś taki start w życiu a nie inny. A syn. Kiedyś zrozumie jak ja dziś rozumiem... I też nie będzie miał żalu... Głowa do góry!
OdpowiedzUsuńWzruszające. Bardzo. Nawet nie wiem co napisać. Po pierwsze poruszyła mnie Twoja historia ... Ten rozwód w tak młodym wieku, ten głod, ta ciężka praca .... Myślę, że ten "klaps" to po prostu reakcja na to, że miarka się przebrała... Taki impuls, który jednak popchnął Cię do decyzji o zmianach w życiu.
OdpowiedzUsuńCzęsto w nas narastają emocje z którymi sobie nie radzimy, wypełnia nas nie moc i bezradność do tego flustracja, sama Twoja sytuacja była cieżka, negatywnych uczuć było za dużo, wypełniło kielich aż się ulało, życie, ale wyciągłaś wnioski , przyznałaś się do błłędu i wiesz jak ich nie popełnić, a ten co nie popełnia błedu niech weźnme kamień i rzuci. Amen. :) Renia.
OdpowiedzUsuńBardzo wzruszający tekst. No właśnie, dziecko nie musi wiedzieć za co. Rozumiem Cię, że byłaś zrozpoaczona i rozumiem, że pamiętasz to do dzisiaj.
OdpowiedzUsuńMam 26 lat kiedy miałam lat 13 dostałam w twarz od swojego taty..
OdpowiedzUsuńNadal pamiętam.. Nadal to strasznie boli..
Dostałam od matki w twarz kilka razy.
OdpowiedzUsuńZa to że nie rozumiałam fizyki
za to że nie chciałam ćwiczyć gry na gitarze.
Siostra dostała ze to że matka chciała się popisać przed koleżanką.
Do dzisiaj matka nie widzi problemu, nie rozumie czemu nie mamy do niej szacunku.
ale to dłuższa opowieść.
Popłakałam się...
OdpowiedzUsuń;( Ja jestem z czasów, że dzieciom dawało się klapsy i to była metoda. sama staram się rozmawiać, stosuję punkciki, plusiki i nagrody. Dzieci rosną i jest coraz trudniej, pojawiły się pierwsze pyskówki synka (6 lat i już, czemu tak szybko???!!!) coraz częściej myślę-jaka metoda, bo nie chcę stosować tych z mojego dzieciństwa...
OdpowiedzUsuńpopłakałam się
OdpowiedzUsuń