Opowieść autentyczna. Lata 60te.
Osobnik dziś już leciwy, wówczas dziecięciem niespełna 10letnim będąc
pojechał do cioteczki swej ze wsi do miasta. Zimowa pora wówczas była i
dzieci mogły czas ferii spędzać na sankach ( wtedy jeszcze zima była o
sensownej porze roku i śnieg leżał raczej w odpowiedniejszym czasie
niż koniec kwietnia ).
Cioteczka przestrzegała:
-kurki w kranach pozakręcać !
Ciotuni należało bezwzględnie słuchać, gdyż do nerwowych osób
należała i nieposłuszeństwo mogło spowodować obite siedzenie. Kurki
dokręcone na sztywno. Droga na górki dające nieopisane doznania i
zabawę przednią była długawa ( co tu dużo gadać - kawałek za miastem ,dwie
wsie dalej ).
Podobno ,gdy cioteczka wróciła z pracy woda lała się przez balkon i
spod drzwi wlewała do piwnic.Dywan unosił się na wodzie niczym
latający, regał już puchnąć zaczął a zwisająca pierzyna z kanapy opiła
się wody. Ciotka tylko dlatego nie zabiła dziatwy, iż powrót z górek
zajął tyleż samo czasu ,co dojście na miejsce i dzieciaki wróciły na
wieczór.. Wedle cioteczki nakazu kurki były dokręcone,ale z powodu braku
wody akurat w dryga stronę. Gdy awaria minęła z każdej rury popłynął
obwity strumień i lało się godzin kilka.
A wasze dzieciaki zrobiły wam jakiś numer w domach ?
0 komentarze
Prześlij komentarz
To miejsce dla ciebie,
ale zanim skomentujesz pamiętaj, że ten blog to w dużej mierze ironiczne spojrzenie nie tylko na macierzyństwo, pokazane ze specyficznym może, ale jednak poczuciem humoru.