BEKI, SMARKI I PIERDY, CZYLI CO SIĘ DZIEJĘ W MOIM CIELE.

wtorek, 9 lutego 2016

      Jako mała dziewczynka byłam chora, przyjechała do mnie pani doktor Zielińska na wizytę domową. Dlaczego pamiętam wizytę lekarza? Tak rzadko chorowałam, że te kilka spotkań odcisnęło się w mojej pamięci, tym bardziej, że pani doktor miała anielską cierpliwość i nie ignorowała żadnego pytania małego człowieka. Nie puszczała też mimo uszu żadnych stwierdzeń. Na tej wizycie musiałam się popisać (teraz wiem skąd moje dzieci mają TO wyczucie w komentarzach przy obcych):
-plose paniii, a tata to pieldzi i ja też, a mama to nie
Pąsowy kolor wystąpił na twarz matki, ojciec dostał ataku śmiechu, a pani doktor odpowiedziała
-wszyscy pierdzą, ŻEBY NIE TEN DECH, TO BY CZŁOWIEK ZDECHŁ.
To takie proste.

        Być może moja wrodzona subtelność spowodowała, że mama nigdzie mnie nie chciała zabierać. Jak się nie zsikałam, to dostałam sraczki. Jednak rosłam w przekonaniu, że nic co ludzkie nie jest mi obce. Nawet w dniu, gdy poznałam męża byłam tak zasmarkana, że chłopak w akcie desperacji pojechał do nocnego po wagon chusteczek w obawie, że wysmarczę mu się w rękaw. Przypadki moich wpadek spowodowanych przewrotną fizjologią, objawiającą się mdłościami podczas każdej wycieczki, jelitówką przed urlopem, czy zielonymi glutami schodzącymi od dwóch tygodni z zatok to standard w moim życiu. Jestem obrzydliwa? Nie, ty też tak masz.

       Każdy organizm produkuję różne substancje. Dzieci ciekawe wszystkiego potrafią o nich swobodnie rozmawiać. Dla nich naturalne jest, że skoro się zsikało należy o tym fakcie powiadomić najszersze możliwe grono, to wtedy ktoś pomoże znaleźć suche ubranie na zmianę. Smarki również są ciekawym elementem codzienności malucha, najczęściej wcierane w fotel lub narożnik (taaak, zastanowisz się, gdzie usiąść kiedy mnie odwiedzisz), albo oznajmienie gościom (dzieci zawsze znajdą odpowiednią porę, np. zjazd rodzinny na święta),  że kupka nie spłynęła, tylko pływa w niebieskiej wodzie. Dlatego uznałam, że książka "Beki, smarki i pierdy, czyli co się dzieje w moim ciele" będzie idealną lekturą dla Meli. Jednak przechwyciła ją Gaba. Pierwsza reakcja na tytuł i rysunki była niesamowita (żałuję, że nie nagrałam). Przez jej twarz przeszły wszystkie emocje: niepowierzenie, obrzydzenie, zaskoczenie, zdziwienie, zaduma. Potem zaczęła ją czytać, rozwijać i odkrywać zamaskowane informacje.

         Pod płaszczykiem niewinnej zabawy w podchody dziecko odnajduje wiele cennych informacji na temat funkcjonowania własnego ciała, jeśli miało jakieś wątpliwości, to ta lektura skutecznie je rozwiewa. Dobrze wykonana, miła dla oka, interesująca w swej obrzydliwości i całkowicie naturalna. Skonstruowana w formie 3D-frajda przy zaglądaniu w zakamarki. Myślałam, że będzie to książka dla trzylatki, okazało się, że dziewięciolatka jest nią równie zainteresowana.





                           

Macie kupowo-smarkowe, czy inne takie przygody?
                                              

11 komentarze

  1. O matyldo, ta książka byłaby jak nic ulubioną moich chłopaków :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W czwartek jadę do Grójca kupię jeszcze o pupkach i kuperkach, ponoć też fajna :)

      Usuń
  2. Super obleśna książka ale ucząca i wyręczająca rodzica! boska!

    OdpowiedzUsuń
  3. "Pod płaszczykiem niewinnej zabawy w odchody" - tak przeczytałem. Kontekst rzucił mnie się na oczy. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę ze pozycja obowiązkowa dla mojego syna��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla obu, Jestem pewna,z e mina starszego będzie bezcenna ;)

      Usuń
  5. Genialna książka! Juz widzę jak sikamy ze śmiechu ją czytając. jak to jest, że to co najbardziej obrzydliwe jest najśmieszniejsze? W naszych rankingach króluje książka o kupach :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Uśmiałam się po pachy, muszę kupić wnukom ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Sama nie wiem. Tzn wiem, że to naturalne, ale moja córka uwielbia gadać o sikach i kupach i boję się, że to ją by podsyciło i naładowało na długo :D

    OdpowiedzUsuń