MIEĆ, CZY NIE MIEĆ DZIECI? OTO JEST PYTANIE

niedziela, 6 kwietnia 2014
     


            Postanowiłam być mamą jedynka. Wytrwałam w postanowieniu dziewięć lat. Po tym czasie obarczyłam go mianem starszego brata. Historia ma morał krótki: wysyłasz dziecko na  ferie do babci licz się z dobrą zabawą i szykowaniem wyprawki. Uszczęśliwiając siebie, wychodząc na przeciw oczekiwaniom społeczeństwa zostałam matką dwójki dzieci. Parki, bo przecież powszechnie wiadomo, że dwie córki to takie niespełnienie oczekiwań otoczenia: "o szkoda, że nie drugi chłopiec", tudzież duma dla ojca: "sztuką jest zrobić dwie dziury w jednej dziurze"-tekst skierowany do mnie od starszego pana wychodzącego z kościoła, lepiej już mieć dwóch chłopaków, ale wtedy życzliwe sąsiadki będą ci w całego serca współczuć: "same chłopaczyska w domu, córcia by się przydała".

Lubisz już mnie? Polub
                                                      


           Chowając w pełnej aprobacie społeczeństwa swą parkę, zapragnęłam by mieli jeszcze jedno rodzeństwo. Praca nad tym projektem była długa i żmudna, acz bardzo przyjemna.  Na przekór społeczeństwu, mając dwoje dzieci, wychowałam dwoje jedynaków. Syn z racji długiego jedynactwa, a córka, bo rozpieszczona. Tu otoczenie również poczuwa się do wyrażenia swojej opinii, iż źle wychowałam dzieci, za dużo pozwalam, zbyt swobodnie odnoszą się do innych, czy są zbyt egoistyczne. wedle przyjętych ponoć norm dzieci mają być cicho, bez pozwolenia się nie ozywać, a właśnie zdanie pozostawić dla siebie. Na wielkość dziecka nie przechodzą ludzie również obojętnie: "oj biedna pani, taki duży i jeszcze nie chodzi...", jaki duży?, "takie dwuletnie dzieci powinny już chodzić",- nie proszę pani nie powinny, to dziecko ma 10 miesięcy.


              Hiciorem okazały się włosy. "Współczuję, rude dziecko, ojciec na pewno rozpacza" WTF?
"O jakie piękne włosy...po kim" -noż q... po łysym listonoszu. Włosy są ogólną kością niezgody, jakby to, co kto mam lub nie ma na głowie, miało związek z tym, jakim jest człowiekiem. Lub lepiej, jakby to jakie moje dzieci mają włosy miało być moją zasługą (a co?, zaprogramowałam sobie, jedno rude, drugie z podwójną ilością włosów, a trzecie włochate od urodzenia). Dziecko nr trzy. Tu zaczynają ludzie patrzeć na ciebie, jak na patologię. "Oj na pewno wpadka", "nie wiecie co to zabezpieczenie?", "troje???" itp.  Oczywiście poczucie dogłębnej ingerencji rodziny i otoczenia w sprawy rozpłodowe  jest równie intensywne: "to kiedy pierwsze?", zanim dupa ci się zrośnie po pierwszym w szeregu już stoi pytanie "kiedy drugie", "macie taki duży dom, przydało by wam się dziecko", "nie macie warunków, po co wam dzieci?"...


To, jak u was? Decydujecie się na dzieci?

Podobny artykuł

Liczna rodzina od zawsze była szykanowana myślą i słowem.
Oczywiście nie mam na myśli zamierzchłych czasów, 
a raczej 20-30lat wstecz.

Jeśli ktoś powiedział, że ma więcej niż siostrę czy brata,
od razu mógł się liczyć z łatką patologicznej rodziny.

Jeszcze na wsi było to w miarę dopuszczane,
choć stwierdzenie, że ma się więcej niż dwoje dzieci i tak było kwitowane:
"telewizora nie macie?".

Model rodziny miał być prawidłowy:
2+2.

Powyżej tej liczy trącało meliną, kryminałem,
a nawet wsią...



 więcej tu Wielodzietna patologia






0 komentarze

Prześlij komentarz